Zasłyszane wyznanie Cz.8


|Nikolai|

Pierwszy raz miałem lecieć samolotem i stresowałem się jak cholera. Agnes dała mi parę wskazówek, a nawet zasugerowała, że pojedzie ze mną na lotnisko, ale spojrzałem na nią jak na nadopiekuńczą matkę – nie, żebym takową posiadał. Wywróciła tylko oczami i odprawiła mnie z postoju, gdzie wyskoczyłem z jej auta i poszedłem do rozsuwanych drzwi z torbą na ramieniu. Nie musiałem za wiele ze sobą zabierać, bo zdaniem Iris ciuchy do sesji dostanę na miejscu. Miałem tylko być dysponowanym, gotowym na przyjmowanie różnych póz i min. Płótnem, na którym ktoś stworzy dzieło sztuki. Szczerze, gdy tak to ujmowała, modeling nie brzmiał już tak dennie. Albo zwyczajnie chciałem usprawiedliwić się przed samym sobą.

– Gotów? – spytała Iris, gdy stanąłem obok niej i czekałem na odprawę.

Ładnie wyglądała w tych opinających ją dżinsach i białej koszuli. Włosy też upięła z tyłu głowy, a na jej czubku ulokowała okulary. Markowe i drogie. Ja to zawsze kupowałem byle jakie z marketu, a ona nosiła lekceważąco coś tak drogiego. Gdybym je zgubił, chyba bym się zaryczał.

– Psychicznie nie, ale fizycznie tak – potwierdziłem, rozglądając się zaciekawiony.

– Czy masz jeszcze jakieś pytania? Chętnie cię lepiej przygotuję, ale muszę wiedzieć, gdzie są braki. O ile są.

Iris była dobrą dziewczyną. Gdyby nie fakt, że popularną i zajętą, to obejrzałbym się za nią. Wiedziałem o tym. Była w moim typie i parę lat temu – czemu nie. Dziś jednak wszystkie znaki na niebie mówiły, że to osoba spoza ligi. Chwilowa znajomość, która zniknie na kartach przeszłości równie szybko, co koledzy z korytarzy szkolnych. Ledwo pamiętałem imiona niektórych z podstawówki.

– Ta stawka... serio za jedną sesję?

– Tak – potwierdziła. Usiadła na miękkim krześle i założyła nogę na nogę. – Jak obiektyw cię polubi, to wuj zrobi ci dodatkową sesję. Jesteśmy na to gotowi. Chcą cię przetestować. Dodatkowo dyrektor agencji modeli i modelek, do której należymy, jest w ciągłym kontakcie z fotografem i ten prześle mu zdjęcia zaraz po obróbce. Trzymam kciuki za ciebie!

– Dzięki – uśmiechnąłem się do niej.

Czułem szczerą wdzięczność za jej wsparcie i zaangażowanie. Wcześniej wydawało mi się, że Neels chciał coś ugrać. Pochwalić się albo w ramach odwdzięczenia się zaciągnąć mnie do łóżka. Cóż, niejako nadal tak uważałem. Jednak Iris udowadniała mi, że ona robi to ze względu na moją siostrą i mój problem życiowy. Dobrzy ludzie jeszcze istnieli, a mi po prostu trudno było w to uwierzyć. W ten dar od losu. Od nich.

– Neels! – pomachała, a ja cały się spiąłem.

Podszedł do nas z Aidenem, o którym wcześniej mi pisał. Chłopak mierzył mnie tak zniechęconym spojrzeniem, jakbym mu matkę zabił. Neels za to, co chwilę zerkał mi w oczy, których w jego przypadku unikałem jak ognia. Jego unikałem jak ognia całego. Szkoda, że nie był przeźroczysty, wtedy może atmosfera nie byłaby tak gęsta od niewypowiedzianych słów. Lub wypowiedzianych w nerwach.

Gdy po przebudzeniu dotarło do mnie, co zaszło między nami na imprezie i że nie stawiałem żadnego oporu, poczułem się obrzydzony sobą i nim. Głupio przeszło mi wtedy przez myśl, że mnie wykorzystał i to też mu wyrzygałem w bardzo krótkiej rozmowie telefonicznej. Padły słowa jak „brzydzę się tobą”, „jesteś skurwysynem”, a nawet „wykorzystałeś okazję, dobrze ci z tym?”. Których potem żałowałem, gdy Iris wysłała mi poemat na temat zajścia, a Agnes twierdziła, że obaj byliśmy pijani i skoro do czegoś doszło bez szamotaniny, to musieliśmy obaj tego chcieć. Patrzyła przy tym na mnie, jakby dopiero teraz brała pod uwagę moją homoseksualność na poważnie. Cudownie. 

Nie zmieniało to faktu, że na trzeźwo nie chciałem mówić o wykorzystaniu okazji. Miały rację. Byłem pijany i może Neels zawalił z tym brakiem hamulców, ale skoro nie protestowałem, to może... Ach, sam już nie wiedziałem, gdzie była prawda i czy nie usprawiedliwiam czegoś zabronionego. Bycie pijanym to dziwny stan. Dawniej wierzyłem, że po pijaku wychodzi z nas prawda, ale... jaka wyszła ze mnie? Że chciałem całować te jego pyszałkowate usta? Absurd.

– Hej – przywitał się ze mną, jakbym parędziesiąt godzin temu nie rzygał mu obelgami przez telefon.

Zignorowałem go.

Aiden prychnął kpiąco i nie powstrzymał się od słów:

– Nie wierzę, że ten gówniarz będzie z nami pracował.

– Nie nazywaj go tak i się najlepiej zamknij – warknął Neels.

– Chłopcy, dajcie spokój – poprosiła Iris.

Aiden wzruszył ramionami, odsunął się od nas i zasiadając na najdalszym wolnym krześle w rzędzie. Neels za to postąpił ze dwa kroki w bok, także się dystansując i tak każdy był rozstrzelony w swoje strony. Stałem najbliżej siedzącej Iris, więc usłyszałem jej ciężkie westchnienie pełne zawodu i bezsilności.

– Musicie pogadać – powiedziała ni to do mnie, ni do niego.

Bardziej czułem na sobie jego spojrzenie, niż je dostrzegłem, ale sprawiło, że po plecach przebiegł mi dreszcz. Nie mogłem patrzeć w te zranione oblicze, bo zaczynałem czuć się jak śmieć, a ja przecież nic nie zrobiłem, cholera jasna!

W samolocie miałem to szczęście, że Iris się zlitowała i zajęła miejsce obok mnie. Słyszałem, jak Neels wymienia się z nią miejscami, na co niechętnie przystała. Tak więc skutecznie nas podzielono – ja przy oknie. Okazało się w ogóle, że lecimy biznes klasą, co początkowo brzmiało dla mnie jak tajemny kod, ale potem okazało się, że mamy dużo wygodniejsze fotele, więcej miejsca i mniejszą liczbę pasażerów dookoła. 

– Zawsze nią lecimy – wyznała, bawiąc się ekranikiem dotykowym przed sobą.

– Kosztuje więcej... prawda?

– Nikolai, nie będę cię przepraszać za to, że mam wyższe standardy, na które zarabiam i mnie stać.

– Jasne. Nie o to chodziło – odparłem od razu. Spojrzała na mnie sceptycznie. Neels musiał jej nagadać o moim podejściu do tego całego modelingu i ich łatwego życia. Świetnie. – Kto za mnie zapłacił, co?

Odwróciła wzrok. Jawna odpowiedź, na którą prychnąłem pod nosem. Neels pieprzony Lautner. Oczywiście, że on. Początkowo wierzyłem, że wrzucono to w koszta agencji, ale przecież nie podpisałem żadnej umowy! Leciałem dobrowolnie na dzień próbny i powinienem opłacić sobie wszystko z własnego portfela. Nagle dotarło do mnie, że Neels nie opłacił tylko przelotu w biznes klasie, ale także mój nocleg w hotelu. Byłem w tym miejscu za jego pieniądze i nie czułem się z tym dobrze.

– Powinniście pogadać, mówię serio – odezwała się, rozsiadając wygodnie. – Jesteś fajnym chłopakiem, ale wierz mi, że Neels również. Jeśli serio wierzysz, że cię wykorzystał w tym klubie, to albo tak bardzo chcesz go nienawidzić, albo oszukiwać samego siebie, że ani trochę ci się nie podoba. Byłam tam, to ja was przyłapałam na tym. I choć nie byłeś w najlepszym stanie, to wciąż miałeś otwarte oczy, a żadne z nas ci niczego do drinka nie wsypało. Kuźwa, to nie ja powinnam w ogóle o tym mówić, tylko on. Jesteście jak duże dzieci.

Przemilczałem, wgapiając się za okienko samolotu. Reprymenda, której nie musiałem dostawać, żeby biczować się w myślach.

Reszta lotu minęła nam w ciszy. W Paryżu zjawiliśmy się późną porą, ale to nie przeszkodziło mi mieć rozdziawionych ust. Słyszałem francuski, gdy ludzie wokół mnie się w nim porozumiewali. Widziałem ich modę. Przede wszystkim jednak poznałem architekturę tutejszych budynków na własne oczy. W najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie, że tutaj jestem i podziwiam to wszystko. To surrealizm, na który nie byłem ani trochę gotowym.

– Witamy w Paryżu – odezwał się Neels. Spojrzałem na niego w chwili euforii, a on się od razu szerzej uśmiechnął.

– Miasto zakochanych, jak to mawiają – sarknął Aiden, sprowadzając mnie na ziemię.

Neelsowi też zrzedła mina i spojrzał na wsiadającego do taksówki przyjaciela z czystym mordem. Tyle było z chwili czystego szczęścia. Wrzuciliśmy nasze bagaże do bagażnika auta i ulokowaliśmy się we wnętrzu. Iris była łaskawa i tym razem, siedząc między mną a Aidenem, który ewidentnie mnie nie trawił, choć nie wymieniłem się z nim nawet słowem. Jakoś nie narzekałem, bo i tak go nie lubiłem.

Pokoje w prestiżowym – a jakże – hotelu rozdzielono rozsądnie. Wszyscy mieliśmy małe, żeby móc nacieszyć się prywatnością i nie musieć się znosić cały czas nawet poza pracą. Miałem też dobry widok z okna na główną ulicę, więc już wiedziałem, że nie zasłonię na noc zasłon i będę upajał się tym ulotnym wspomnieniem bycia w takim miejscu. Iris miała rację w jednym. Nie mogłem wiecznie narzekać na fakt, że im żyło się lepiej. Dali mi szansę, żebym się wykazał i dołączył do ich wianuszka młodych arystokratów, których stać na biznes klasę i drogie hotele. Traktowałem ten parodniowy wyjazd jak wakacje, na które chyba zapracowałem uczciwie. Co prawda nie płaciłem za nie, ale dałem się trochę życiu rozpieścić, skoro wiecznie mnie kopało w dupę.

Następnego dnia Iris zwaliła mi się do pokoju, jakby wchodziła do swojego. Ledwo zdążyłem uchylić drzwi zaspany, a ona już się rozgościła. Zignorowałem jej ekstrawertyzm i zabrałem się za przygotowywanie do dnia. Ubrałem się w luźne ciuchy, bo pogoda sprzyjała, a na secie zdjęciowym i tak miałem rzekomo zostać przebranym. Iris usiadła na fotelu i nic do mnie nie mówiła, za to po chwili przyłożyła telefon do ucha i rozpromieniła się, gdy ja wkurzony szukałem spakowanej na sto procent bluzki.

– Kotuś! – zaćwierkała, aż na nią spojrzałem. – Tęsknie bardzo! Neels i Aiden są nie do wytrzymania! – zaśmiała się na słowa chłopaka. – Nie, to moi przyjaciele. Wiem, że cię nie lubią, ale ja cię lubię i to musi ci wystarczyć. Kocham! Łamiesz mnie za słówka, kotek! – znów się zaśmiała, a jak z rozbawieniem zamknąłem się w łazience.

Szybko skorzystałem z prysznica, wyszorowałem porządnie zęby i bez przesady spryskałem się dezodorantem. Uznałem w lustrze, że jestem znośnym kandydatem na modela, zwłaszcza z przeczesanymi luźno włosami. Iris podkreślała, że nie wolno mi niczego na nie nałożyć, ponieważ zrobi to osoba na planie. Jak wspomniałem, płótno do wyrażenia wizji artystycznej. W porządku. Miałem zamiar zagrać w tę ich grę marionetki.

Po wyjściu z łazienki Iris nadal ćwierkała, ale dłonią wskazywała mi na telefon, który brzęczał na szafce nocnej. Sięgnąłem go, dostrzegając imię siostry na wyświetlaczu. Skoro mojej mentorce się do pracy nie spieszyło, to też mogłem minutę poświęcić na rozmowę.

– Żyję – zapewniłem ją, siadając na łóżku.

– Świetnie, bo po tym wczorajszym esemesie to myślałam inaczej – zaśmiała się. – Jak Paryż? Powala?

– Żebyś, kurde, wiedziała. Jak tylko wykonam robotę, to idę w miasto. Muszę pokorzystać, skoro już tu jestem.

– I słusznie, braciszku – zapewniła, ale coś w jej tonie sugerowało, że nie do końca tylko po to do mnie dzwoniła.

– Wszystko gra?

– Wiesz... nie chciałam ci mówić, chciałam załatwić to sama, ale... Poszłam do domu mamy.

– Już mi się to nie podoba. Ktoś ci coś zrobił? – zaniepokoiłem się i wstałem. Iris umilkła na chwilę.

– Nie, nie, spokojnie – zapewniła szybko, a ja odetchnąłem z ulgą. – Raczej chodzi o to, że użyłam twoich kluczy i... mamy zdaje się, nie ma. Wyniosła się.

– Jak to się, kurwa, wyniosła? – warknąłem. – Tam były moje rzeczy, Agnes!

– Wiem! – krzyknęła. – Mam je! Sąsiad był tak łaskaw i powiedział, że wszystkie meble i rzeczy osobiste zostały wywiezione do kontenera. Pojechałam tam i... cholera, rachunek za użytkowanie tego kontenera nieźle urósł.

– Ile? – przejąłem się.

– Zapłaciłam, to nie istotne teraz. – Dla mnie było. – Mam wszystkie rzeczy, które zostawiłeś ty i mama. Jeśli ktoś jej nie zabił, to wyniosła się do jakiegoś palanta. Nie zmienia to jednak faktu, że pamiątki po twoim ojcu są już u nas w mieszkaniu. Przepraszam, Nik, ale musiałam do nich zajrzeć, żeby wiedzieć, które kartony są twoje. Mamy wyrzuciłam do śmietnika. A trzecią grupkę przejrzysz sam, bo nie jestem pewna właściciela.

Usiadłem bez życia na łóżku.

– Oddam ci, słowo.

– Nik, to też moja matka – odparła zmęczona. – Zapłaciłam też za jej śmieci. Chciałam ci tylko dać znać, że wszystko twoje jest u nas.

– Okej, to oddam połowę.

– Jak ty mnie potrafisz zirytować, braciszku – jęknęła. – Dobrze, umówmy się tak. Zarobisz i jak cię przyjmą na stałe, to wtedy mi oddasz połowę. Jeśli nie przyjmą, zapominamy o tym, okej?

– To nie fair.

– Ależ fair! Daję ci właśnie kopa motywacyjnego do dania z siebie wszystkiego!

Parsknąłem, kręcą głową.

– Rany, kocham cię.

– Aw, też cię kocham! I nie jesteś zły za to szperanie?

– Nie. To... to rzeczy taty, więc... nie było tam nic takiego.

– No nie wiem. Wiem za to, że dla ciebie ten człowiek jest ważny. Dobra, bo ja cię zajmuję, a ty pewnie zajęty! Pogadamy, jak wrócisz. Bawi się dobrze i trzymam kciuki, mój ty modelu!

– Dzięki, hej!

Odstawiłem telefon od ucha i patrzyłem na niego z gasnącym na ustach uśmiechem. Coś w moim wnętrzu niebezpiecznie się zaciskało. Czy to na wieść o odejściu matki? Z powodu naruszenia pamiątek po tacie? A może z powodu kolejnego długu, który zrobił mój rodzic?

– Trzymasz się?

Uniosłem spojrzenie, gdy Iris stanęła obok mnie z dłonią na moim ramieniu. Wziąłem się w garść i wstałem, nie chcąc nikogo martwić swoim chwilowym szokiem. Chyba mojego uśmiechu nie kupiła, ale była na tyle łaskawa nie drążyć.

Zabrała mnie na parter windą, gdzie czekał wypożyczony samochód wraz z Neelsem za kierownicą i Aidenem na tylnej kanapie. Miałem do wyboru dupka albo dupka. Kurka, ciężki wybór. Wybrałem przód ku uciesze Iris, bo uśmiechnęła się szeroko i wskoczyła do auta obok Aidena.

– Od kiedy ty godzisz się tak łatwo oddać przód? – dziwił się.

– Tobie? Nigdy bym nie oddała!

– Suka.

– Nie twoja.

– Dzieci, spokój w tyle – zaśmiał się Neels, ruszając z postoju.

– A będzie kara, tatusiu? – zakpił Aiden, wychylając się do przodu. Uniosłem nieco zaskoczony brwi, nie ingerując w ich rozmowy.

– Pewnie. Iris, złotko, wypchniesz go w drodze?

– Oczywiście, misiu. Panu już dziękujemy.

– Te, ogarnij się – ostrzegł ją, gdy usłyszałem charakterystyczny dźwięk odbezpieczania sprzączki pasa.

Na pewno by go nie wepchnęła z jadącego auta, ale sam fakt przygotowania do tego czynu wydawał mi się całkiem absurdalnie zabawny. Zacisnąłem wargi, chociaż Neels nie ukrywał uśmiechu, nie tak jak oczu za czarnymi okularami.

Ciekawy był to obrazek przyjaźni. W sumie nie wyobrażałem ich sobie w ten sposób, zwłaszcza po wcześniejszym poznaniu charakteru Aidena. Okazywało się, że byli w dość luźnych stosunkach i zwracali się do siebie w pieszczotliwy sposób. Przekpiwczo, ale wciąż zdawali się zażyli. Nie jedną sesję i zlecenie już razem mieli, tylko ja nie pasowałem do tego obrazka przyjaciół i zatęskniłem za swoimi. Zwłaszcza tymi, których nie miałem na co dzień i oczekiwałem ich zjazdów do miasteczka jak świąt za dzieciaka.

Na miejscu okazało się, że sesje zdjęciowe tej trójki to jakiś inny wymiar sesji zdjęciowych. Iris wyjaśniła mi, że należą do śmietanki modeli, przez co nie zawsze biorą udział w zwykłych castingach, tylko ich się bukuje z dużym wyprzedzeniem i większym wkładem pieniężnym. Są sprawdzeni, piękni i bogaci. Agencja umieściła ich zdjęcia w swoim top pięć najlepiej pracujących ludzi, toteż byli inaczej brani pod uwagę przy doborze prac. Dlatego tego dnia nie było nikogo prócz nas.

– Dziś reklamujemy obuwie – zakomunikowała, a ja spojrzałem na nią oniemiały.

– Mówiłaś, że dadzą mi ciuchy – szepnąłem spanikowany.

– Bo dadzą – zapewniła na chłodno. Pogłaskała mnie uspokajająco po ramieniu. – Spokojnie, Nik. Jesteś z nami, a nas się ubiera. Wy, faceci, i tak macie łatwiej. Jako kobieta często muszę być rozebrana do naga, żeby bielizna mi nie prześwitywała.

– Chryste. Nie wadzi ci to?

– Moje cycki widzieli wszyscy, którzy interesują się modą – zaśmiała się, jakby to było nic. – Mam to obecnie gdzieś. Chociaż przyznaję, że nagą sesję miałam tylko raz. Potem zawsze była ukryta nagość. Skryte piersi pod dłońmi albo doborem scenografii. Trudno opisać to w jednym zdaniu, bo wiele już miałam zleceń.

– Cholernie cię teraz podziwiam za tę odwagę.

– Dziękuję. Szkoda, że nie gadasz z Neelsem, bo on o perspektywie bycia top modelem męskim więcej by ci zdradził. On zawsze lata z gołą klatą i bez gaci.

– Słucham?

– Chodzi mi o to, że często dają mu dół tak nisko wiszący, że nie może być bielizny, bo na przykład kolekcja jej nie zawiera. I wtedy jego fanki drukują sobie te fotki i pewnie masturbują do wyrzeźbionej litery V, która skrywa się pod niskim stanem spodni. Mogę ci poszukać paru zdjęć i lepiej zrozumiesz-

– Podziękuję.

Zaśmiała się w dłoń, która skrywała usta.

– Teraz rozumiem, o co mu chodziło, gdy mówił o twoim chłodnym podejściu do najgorętszych tematów. Daniel! – zawołała.

Mężczyzna w zwykłej białej koszulce i czarnych spodniach podszedł do nas. Wyglądał na starszego faceta, coś koło czterdziestki nie więcej. Przywitał się z dziewczyną przytuleniem i spojrzał na mnie, wystawiając do mnie dłoń.

– Daniel Spencer. Dzisiejszy fotograf. A skoro cię nie znam, to pewnie nowy model?

– Tak. Nikolai Olsen – przedstawiłem się, uścisnąwszy mu dłoń.

– Ciekawe imię. Rosjanin?

– Tylko w połowie. Na ziemi tego kraju jednak nigdy nie byłem.

– Rozumiem. Potwierdza to twój akcent.

– Daniel, pisaliśmy ci o nim. Przetestujesz go przed obiektywem? – wtrąciła służbowo Iris.

– Naturalnie. Szef czeka na zdjęcia i też jest ciekaw, czy znalazł nową perełkę. Tak mu ten twój Neels naopowiadał o chłopaku, że chłop wyrobić nie może – zażartował, a ja wewnętrznie miałem ochotę się zrzygać. Iris to wyczuła, bo spojrzała na mnie kontrolnie i nerwowo się zaśmiała.

– Neelsowi zależało, żeby dać mu szanse.

– I słusznie – zapewnił, mierząc mnie wzrokiem dość krytycznie. Cofnął się o krok, żeby mieć lepszy widok. – Proporcje wydają się odpowiednie. Ubrania powinny na nim dobrze leżeć. Podnieś koszulkę – nakazał, co uczyniłem. – Ma sylwetkę wyrobioną. Jak będziesz kreatywny i posłuszny na planie, to obiektyw cię zaakceptuje.

– Dam z siebie wszystko – zapewniłem, opuszczając materiał.

– I to się chwali. Jazda, pokaż mu garderobę i niech mi go ogarną. Czas goni.

– Się robi – zasalutowała.

Chwyciła mnie z nadgarstek i szarpnęła stanowczo do przodu. Garderoba znajdowała się praktycznie za rogiem w wysuniętym pomieszczeniu. Iris wyjaśniła, że to moja wielka chwila, w której Aiden i Neels mi nie przeszkodzą, bo są na innym planie. Nie bardzo jeszcze rozumiałem rozesłanie wszystkich po kątach, ale jak się nad tym zastanowiłem, to chyba ktoś mi mówił o Danielu. Był bezpośrednim fotografem agencji i dlatego trafiłem na test pod jego czujnym okiem. Trochę mnie stresowało, że specjalnie dla mnie zorganizował set i ludzi, ale postanowiłem wziąć się w garść dla samego siebie.

Pozwoliłem się przypudrować, ubrać i przeczesać. Trwało to raptem paręnaście minut, a wszyscy okazali mi dużo cierpliwości. Pewnie dlatego, że byłem jedyny. Daniel za to dawał mi jasne wskazówki do póz i mimiki. Większość fotek strzelił mi na siedząco. A to w oknie, na krześle, kanapie. Miałem na sobie białą koszulę. Podwinięto mi jej rękawy do łokci, ale w bardzo symetryczny sposób. Odpięto parę guzików z dołu, żeby widać mi było ten wyrzeźbiony brzuch, który Daniel pochwalił. A to wszystko po to, żeby niby przypadkiem półleżąc na kanapie, rant koszuli się zagiął i ukazał ciało. Zwątpiłem, czy to dalej fotki butów. To znaczy reklamy butów.

Słuchałem każdej uwagi, każdego polecenia i wykonywałem wszystko posłusznie jak robot. Nie przymuszałem się do niczego, bo niczego też nie kazali mi robić ciężkiego. Daniel samym tonem głosu zdawał się surowym fotografem, ale chyba doceniał moją uległość przy pracy, bo z pozy na pozę padało więcej komplementów.

Świetnie. Pokaż większą ekspresję. Dobrze! Trochę w moje prawo. Idealnie! Spójrz kątem oka w obiektyw. O to chodzi!”

– Dobrze, koniec na dziś – zakomunikował, odsuwając aparat od twarzy.

Wypuściłem głośno powietrze, czując, jak uchodzi ze mnie podenerwowanie z powodu stresu. Chciałem wypaść jak najlepiej i żeby przy okazji każdy mnie polubił. Nie przyjechałem gwiazdorzyć czy udawać, że jestem niewiadomo jak uzdolniony fotogenicznie. Zszedłem więc z planu i przeciągnąłem się, zapominając, że mam na sobie pożyczone ubrania. Pobiegłem szybko do garderoby je zrzucić bez brudzenia ich makijażem i narzuciłem na siebie swoje ciuchy. Od razu czułem się spokojniejszy. Jakbym zrzucił fałszywą skórę.

Wróciłem do głównej sali, gdzie Daniel pochylał się nad laptopem i przeglądał fotki z sesji. Zerknąłem na ekran przelotnie i musiałem przyznać, że robią na mnie wrażenie. Czy tak się czujesz, gdy pracujesz z profesjonalistą, który wie, jak najlepiej uchwycić twoją osobę, aby wydobyć pełen potencjał?

Wyprostował się i pokiwał głową do sobie znanych myśli.

– Obiektyw już cię zaakceptował – stwierdził nagle i posłał mi pokrzepiający uśmiech. Nerwowość zza kamery zniknęła. – Powiedz, planujesz swoją przyszłość z modelowaniem?

– Raczej nie.

– Wahasz się – zauważył, wskazując na mnie palcem. – To dobrze, bo wróżę ci kilka lat dobrych zleceń, zwłaszcza z marką naszej agencji. Masz dziewiętnaście lat, tak?

– Zgadza się.

– Najlepiej, jak zaczyna się tę karierę w wieku trzynastu, może czternastu lat, jednak wciąż jesteś młody i dasz radę zbudować sobie opinię. Kwestia dobrych zleceń i zaangażowania, a to drugie z pewnością masz. Pomyśl o tym.

– Pomyślę, dziękuję – zapewniłem.

– No dobrze. Skoro nie modeling jest twoim pierwszym wyborem, to co? – zaciekawił się, zaplatając ramiona.

– Jeśli chodzi o ambitne plany, to coś z podróżowaniem. Jednak na tę chwilę chcę po prostu zarobić.

– Na te podróże?

– Na długi. Po ojcu.

– Paskudnie ci się trafiło – przyznał, krzywiąc się gniewnie. – Ojciec cię nie zabezpieczył w żaden sposób?

– To wina mojej matki – broniłem go. – Byłem nieletni, gdy dostałem spadek, matka go przyjęła, a składał się on głównie z długów. Jeśli coś miał, pewnie komornicy zajęli to na poczet długu.

– Cholera, jeszcze gorzej. Kim był twój ojciec, że tak się wpakował?

– Z tego, co wiem, pracował w budownictwie i magazynierstwie w Tokio. Tam też mieszkał. Utrzymywaliśmy kontakt elektronicznie, mailowo, czasem przesyłał mi coś drobnego listownie.

Zadumał się na chwilę, spuszczając wzrok. Nagle cmoknął i pokręcił głową, jakby coś mu nie pasowało w opowieści, która w całości była prawdą.

– Nie znam twojego ojca, ale skoro utrzymywał z tobą kontakt na tak dużą odległość, to nie wydaje się, jakby celowo chciał cię udupić. Mówiłeś o spadku w postaci długów, to ma sens. Wierzyciele chcą ściągnąć należność, ale co z prawdziwym spadkiem?

– Nie rozumiem. Jak prawdziwym?

– Testament – oznajmił, szokując mnie. – Spisuje się go, często bez notariusza i daje zaufanej osobie. Wiele zadłużonych osób robi testamenty nieobjęte prawem. To zabezpieczenie, aby wierzyciele nie ściągnęli prawdziwego majątku i zostawili go nietkniętego, bo znajduje się on u kogoś bezpieczny. Może twój staruszek też coś takiego spisał. Nie wysłał ci jakiegoś listu? Skrzyneczki?

Pomyślałem nagle o kartonach, które mojej siostrze udało się odzyskać z kontenera. O rzeczach nieistotnych, które stanowiły małe śmietnisko, bo nie widziałem dla nich użytecznego sensu. Było tam parę listów, które do mnie pisał. Jakieś prezenty i zabawki. Ale czy coś godnego uwagi? Ukryty testament nawet przede mną, aby nie odkryła go matka?

Daniel położył mi ciężką dłoń na ramieniu, wybudzając z rozmyśleń.

– Jak wrócisz do domu, przejrzyj pamiątki. Trzymam szczerze kciuki, żeby twój ojczulek zostawił ci coś, co pomoże ci spłacić te długi.

– Dziękuję. Naprawdę. Ja... nigdy bym nie brał czegoś takiego pod uwagę, nawet nie wiedziałem, że zadłużone osoby coś takiego robią.

– Za życia nie chcą czegoś spieniężyć, bo czują do tego przywiązanie. Po śmierci jednak może być to pomocne dla bliskich – podkreślił. – Moja cioteczka tak zrobiła i to bardzo uratowało jej dzieciaki. Nieformalne testamenty są popularne, ale nie wśród wyżej postawionych.

– Rozumiem. Jestem wdzięczny za tę tajną informację, zaopiekuję się nią. – Wyszczerzył się uradowany. – Za dzisiejszą szansę też dziękuję.

– To ja dziękuję za miłą współpracę. Przemyśl moje słowa odnośnie do pracy w tym zawodzie. Modeling i tak maksymalnie opłacalny jest do trzydziestki. Z roku na rok będzie coraz mniej zleceń, a więc odradzam, chyba że naprawdę urośniesz do rangi gwiazdy ekranu. Ewentualnie emerytura modelingowa też mogłaby być opcją.

– Cholera, ile to ma furtek.

– Prawda? – zaśmiał się. – Żyj chwilą, dzieciaku. Szanse potrafią przejść nam koło nosa, gdy za długo zwlekamy z podjęciem decyzji. Mam jednak nadzieję, że tej z testamentem nie przegapiłeś.

Coś mi podszeptywało, że właśnie ta szansa była na wyciągnięcie ręki. Siostra nie bez powodu znalazła się w tym opuszczonym mieszkaniu. Nie bez powodu odnalazła magazyn i wykupiła rzeczy ojca. Jeśli istniały duchy i duch ojca nade mną czuwał, to wyraźniejszego znaku boskiego dać nie mógł!



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty