Zasłyszane wyznanie Cz.8
Pierwszy
raz miałem lecieć samolotem i stresowałem się jak cholera. Agnes dała mi parę
wskazówek, a nawet zasugerowała, że pojedzie ze mną na lotnisko, ale spojrzałem
na nią jak na nadopiekuńczą matkę – nie, żebym takową posiadał. Wywróciła tylko
oczami i odprawiła mnie z postoju, gdzie wyskoczyłem z jej auta i poszedłem do
rozsuwanych drzwi z torbą na ramieniu. Nie musiałem za wiele ze sobą zabierać,
bo zdaniem Iris ciuchy do sesji dostanę na miejscu. Miałem tylko być
dysponowanym, gotowym na przyjmowanie różnych póz i min. Płótnem, na którym
ktoś stworzy dzieło sztuki. Szczerze, gdy tak to ujmowała, modeling nie brzmiał
już tak dennie. Albo zwyczajnie chciałem usprawiedliwić się przed samym sobą.
–
Gotów? – spytała Iris, gdy stanąłem obok niej i czekałem na odprawę.
Ładnie
wyglądała w tych opinających ją dżinsach i białej koszuli. Włosy też upięła z
tyłu głowy, a na jej czubku ulokowała okulary. Markowe i drogie. Ja to zawsze
kupowałem byle jakie z marketu, a ona nosiła lekceważąco coś tak drogiego.
Gdybym je zgubił, chyba bym się zaryczał.
–
Psychicznie nie, ale fizycznie tak – potwierdziłem, rozglądając się
zaciekawiony.
–
Czy masz jeszcze jakieś pytania? Chętnie cię lepiej przygotuję, ale muszę
wiedzieć, gdzie są braki. O ile są.
Iris
była dobrą dziewczyną. Gdyby nie fakt, że popularną i zajętą, to obejrzałbym
się za nią. Wiedziałem o tym. Była w moim typie i parę lat temu – czemu nie.
Dziś jednak wszystkie znaki na niebie mówiły, że to osoba spoza ligi. Chwilowa
znajomość, która zniknie na kartach przeszłości równie szybko, co koledzy z
korytarzy szkolnych. Ledwo pamiętałem imiona niektórych z podstawówki.
–
Ta stawka... serio za jedną sesję?
–
Tak – potwierdziła. Usiadła na miękkim krześle i założyła nogę na nogę. – Jak
obiektyw cię polubi, to wuj zrobi ci dodatkową sesję. Jesteśmy na to gotowi.
Chcą cię przetestować. Dodatkowo dyrektor agencji modeli i modelek, do której
należymy, jest w ciągłym kontakcie z fotografem i ten prześle mu zdjęcia zaraz
po obróbce. Trzymam kciuki za ciebie!
–
Dzięki – uśmiechnąłem się do niej.
Czułem
szczerą wdzięczność za jej wsparcie i zaangażowanie. Wcześniej wydawało mi się,
że Neels chciał coś ugrać. Pochwalić się albo w ramach odwdzięczenia się
zaciągnąć mnie do łóżka. Cóż, niejako nadal tak uważałem. Jednak Iris
udowadniała mi, że ona robi to ze względu na moją siostrą i mój problem
życiowy. Dobrzy ludzie jeszcze istnieli, a mi po prostu trudno było w to
uwierzyć. W ten dar od losu. Od nich.
–
Neels! – pomachała, a ja cały się spiąłem.
Podszedł
do nas z Aidenem, o którym wcześniej mi pisał. Chłopak mierzył mnie tak
zniechęconym spojrzeniem, jakbym mu matkę zabił. Neels za to, co chwilę zerkał
mi w oczy, których w jego przypadku unikałem jak ognia. Jego unikałem jak ognia
całego. Szkoda, że nie był przeźroczysty, wtedy może atmosfera nie byłaby tak
gęsta od niewypowiedzianych słów. Lub wypowiedzianych w nerwach.
Gdy
po przebudzeniu dotarło do mnie, co zaszło między nami na imprezie i że nie
stawiałem żadnego oporu, poczułem się obrzydzony sobą i nim. Głupio przeszło mi
wtedy przez myśl, że mnie wykorzystał i to też mu wyrzygałem w bardzo krótkiej
rozmowie telefonicznej. Padły słowa jak „brzydzę się tobą”, „jesteś
skurwysynem”, a nawet „wykorzystałeś okazję, dobrze ci z tym?”. Których potem
żałowałem, gdy Iris wysłała mi poemat na temat zajścia, a Agnes twierdziła, że
obaj byliśmy pijani i skoro do czegoś doszło bez szamotaniny, to musieliśmy
obaj tego chcieć. Patrzyła przy tym na mnie, jakby dopiero teraz brała pod
uwagę moją homoseksualność na poważnie. Cudownie.
Nie
zmieniało to faktu, że na trzeźwo nie chciałem mówić o wykorzystaniu okazji.
Miały rację. Byłem pijany i może Neels zawalił z tym brakiem hamulców, ale
skoro nie protestowałem, to może... Ach, sam już nie wiedziałem, gdzie była
prawda i czy nie usprawiedliwiam czegoś zabronionego. Bycie pijanym to dziwny
stan. Dawniej wierzyłem, że po pijaku wychodzi z nas prawda, ale... jaka wyszła
ze mnie? Że chciałem całować te jego pyszałkowate usta? Absurd.
–
Hej – przywitał się ze mną, jakbym parędziesiąt godzin temu nie rzygał mu
obelgami przez telefon.
Zignorowałem
go.
Aiden
prychnął kpiąco i nie powstrzymał się od słów:
–
Nie wierzę, że ten gówniarz będzie z nami pracował.
–
Nie nazywaj go tak i się najlepiej zamknij – warknął Neels.
–
Chłopcy, dajcie spokój – poprosiła Iris.
Aiden
wzruszył ramionami, odsunął się od nas i zasiadając na najdalszym wolnym
krześle w rzędzie. Neels za to postąpił ze dwa kroki w bok, także się
dystansując i tak każdy był rozstrzelony w swoje strony. Stałem najbliżej
siedzącej Iris, więc usłyszałem jej ciężkie westchnienie pełne zawodu i
bezsilności.
–
Musicie pogadać – powiedziała ni to do mnie, ni do niego.
Bardziej
czułem na sobie jego spojrzenie, niż je dostrzegłem, ale sprawiło, że po
plecach przebiegł mi dreszcz. Nie mogłem patrzeć w te zranione oblicze, bo
zaczynałem czuć się jak śmieć, a ja przecież nic nie zrobiłem, cholera jasna!
W
samolocie miałem to szczęście, że Iris się zlitowała i zajęła miejsce obok
mnie. Słyszałem, jak Neels wymienia się z nią miejscami, na co niechętnie przystała.
Tak więc skutecznie nas podzielono – ja przy oknie. Okazało się w ogóle, że
lecimy biznes klasą, co początkowo brzmiało dla mnie jak tajemny kod, ale potem
okazało się, że mamy dużo wygodniejsze fotele, więcej miejsca i mniejszą liczbę
pasażerów dookoła.
–
Zawsze nią lecimy – wyznała, bawiąc się ekranikiem dotykowym przed sobą.
–
Kosztuje więcej... prawda?
–
Nikolai, nie będę cię przepraszać za to, że mam wyższe standardy, na które
zarabiam i mnie stać.
–
Jasne. Nie o to chodziło – odparłem od razu. Spojrzała na mnie sceptycznie.
Neels musiał jej nagadać o moim podejściu do tego całego modelingu i ich
łatwego życia. Świetnie. – Kto za mnie zapłacił, co?
Odwróciła
wzrok. Jawna odpowiedź, na którą prychnąłem pod nosem. Neels pieprzony Lautner.
Oczywiście, że on. Początkowo wierzyłem, że wrzucono to w koszta agencji, ale
przecież nie podpisałem żadnej umowy! Leciałem dobrowolnie na dzień próbny i
powinienem opłacić sobie wszystko z własnego portfela. Nagle dotarło do mnie,
że Neels nie opłacił tylko przelotu w biznes klasie, ale także mój nocleg w
hotelu. Byłem w tym miejscu za jego pieniądze i nie czułem się z tym dobrze.
–
Powinniście pogadać, mówię serio – odezwała się, rozsiadając wygodnie. – Jesteś
fajnym chłopakiem, ale wierz mi, że Neels również. Jeśli serio wierzysz, że cię
wykorzystał w tym klubie, to albo tak bardzo chcesz go nienawidzić, albo
oszukiwać samego siebie, że ani trochę ci się nie podoba. Byłam tam, to ja was
przyłapałam na tym. I choć nie byłeś w najlepszym stanie, to wciąż miałeś
otwarte oczy, a żadne z nas ci niczego do drinka nie wsypało. Kuźwa, to nie ja
powinnam w ogóle o tym mówić, tylko on. Jesteście jak duże dzieci.
Przemilczałem,
wgapiając się za okienko samolotu. Reprymenda, której nie musiałem dostawać,
żeby biczować się w myślach.
Reszta
lotu minęła nam w ciszy. W Paryżu zjawiliśmy się późną porą, ale to nie
przeszkodziło mi mieć rozdziawionych ust. Słyszałem francuski, gdy ludzie wokół
mnie się w nim porozumiewali. Widziałem ich modę. Przede wszystkim jednak
poznałem architekturę tutejszych budynków na własne oczy. W najśmielszych snach
nie wyobrażałem sobie, że tutaj jestem i podziwiam to wszystko. To surrealizm,
na który nie byłem ani trochę gotowym.
–
Witamy w Paryżu – odezwał się Neels. Spojrzałem na niego w chwili euforii, a on
się od razu szerzej uśmiechnął.
–
Miasto zakochanych, jak to mawiają – sarknął Aiden, sprowadzając mnie na
ziemię.
Neelsowi
też zrzedła mina i spojrzał na wsiadającego do taksówki przyjaciela z czystym
mordem. Tyle było z chwili czystego szczęścia. Wrzuciliśmy nasze bagaże do
bagażnika auta i ulokowaliśmy się we wnętrzu. Iris była łaskawa i tym razem,
siedząc między mną a Aidenem, który ewidentnie mnie nie trawił, choć nie
wymieniłem się z nim nawet słowem. Jakoś nie narzekałem, bo i tak go nie
lubiłem.
Pokoje
w prestiżowym – a jakże – hotelu rozdzielono rozsądnie. Wszyscy mieliśmy małe,
żeby móc nacieszyć się prywatnością i nie musieć się znosić cały czas nawet
poza pracą. Miałem też dobry widok z okna na główną ulicę, więc już wiedziałem,
że nie zasłonię na noc zasłon i będę upajał się tym ulotnym wspomnieniem bycia
w takim miejscu. Iris miała rację w jednym. Nie mogłem wiecznie narzekać na
fakt, że im żyło się lepiej. Dali mi szansę, żebym się wykazał i dołączył do
ich wianuszka młodych arystokratów, których stać na biznes klasę i drogie
hotele. Traktowałem ten parodniowy wyjazd jak wakacje, na które chyba
zapracowałem uczciwie. Co prawda nie płaciłem za nie, ale dałem się trochę
życiu rozpieścić, skoro wiecznie mnie kopało w dupę.
Następnego
dnia Iris zwaliła mi się do pokoju, jakby wchodziła do swojego. Ledwo zdążyłem
uchylić drzwi zaspany, a ona już się rozgościła. Zignorowałem jej ekstrawertyzm
i zabrałem się za przygotowywanie do dnia. Ubrałem się w luźne ciuchy, bo
pogoda sprzyjała, a na secie zdjęciowym i tak miałem rzekomo zostać przebranym.
Iris usiadła na fotelu i nic do mnie nie mówiła, za to po chwili przyłożyła telefon
do ucha i rozpromieniła się, gdy ja wkurzony szukałem spakowanej na sto procent
bluzki.
–
Kotuś! – zaćwierkała, aż na nią spojrzałem. – Tęsknie bardzo! Neels i Aiden są
nie do wytrzymania! – zaśmiała się na słowa chłopaka. – Nie, to moi
przyjaciele. Wiem, że cię nie lubią, ale ja cię lubię i to musi ci wystarczyć.
Kocham! Łamiesz mnie za słówka, kotek! – znów się zaśmiała, a jak z
rozbawieniem zamknąłem się w łazience.
Szybko
skorzystałem z prysznica, wyszorowałem porządnie zęby i bez przesady spryskałem
się dezodorantem. Uznałem w lustrze, że jestem znośnym kandydatem na modela,
zwłaszcza z przeczesanymi luźno włosami. Iris podkreślała, że nie wolno mi
niczego na nie nałożyć, ponieważ zrobi to osoba na planie. Jak wspomniałem,
płótno do wyrażenia wizji artystycznej. W porządku. Miałem zamiar zagrać w tę
ich grę marionetki.
Po
wyjściu z łazienki Iris nadal ćwierkała, ale dłonią wskazywała mi na telefon,
który brzęczał na szafce nocnej. Sięgnąłem go, dostrzegając imię siostry na
wyświetlaczu. Skoro mojej mentorce się do pracy nie spieszyło, to też mogłem
minutę poświęcić na rozmowę.
–
Żyję – zapewniłem ją, siadając na łóżku.
–
Świetnie, bo po tym wczorajszym esemesie to myślałam inaczej – zaśmiała się. –
Jak Paryż? Powala?
–
Żebyś, kurde, wiedziała. Jak tylko wykonam robotę, to idę w miasto. Muszę
pokorzystać, skoro już tu jestem.
–
I słusznie, braciszku – zapewniła, ale coś w jej tonie sugerowało, że nie do
końca tylko po to do mnie dzwoniła.
–
Wszystko gra?
–
Wiesz... nie chciałam ci mówić, chciałam załatwić to sama, ale... Poszłam do
domu mamy.
–
Już mi się to nie podoba. Ktoś ci coś zrobił? – zaniepokoiłem się i wstałem.
Iris umilkła na chwilę.
–
Nie, nie, spokojnie – zapewniła szybko, a ja odetchnąłem z ulgą. – Raczej
chodzi o to, że użyłam twoich kluczy i... mamy zdaje się, nie ma. Wyniosła się.
–
Jak to się, kurwa, wyniosła? – warknąłem. – Tam były moje rzeczy, Agnes!
–
Wiem! – krzyknęła. – Mam je! Sąsiad był tak łaskaw i powiedział, że wszystkie
meble i rzeczy osobiste zostały wywiezione do kontenera. Pojechałam tam i...
cholera, rachunek za użytkowanie tego kontenera nieźle urósł.
–
Ile? – przejąłem się.
–
Zapłaciłam, to nie istotne teraz. – Dla mnie było. – Mam wszystkie rzeczy,
które zostawiłeś ty i mama. Jeśli ktoś jej nie zabił, to wyniosła się do jakiegoś
palanta. Nie zmienia to jednak faktu, że pamiątki po twoim ojcu są już u nas w
mieszkaniu. Przepraszam, Nik, ale musiałam do nich zajrzeć, żeby wiedzieć,
które kartony są twoje. Mamy wyrzuciłam do śmietnika. A trzecią grupkę
przejrzysz sam, bo nie jestem pewna właściciela.
Usiadłem
bez życia na łóżku.
–
Oddam ci, słowo.
–
Nik, to też moja matka – odparła zmęczona. – Zapłaciłam też za jej śmieci.
Chciałam ci tylko dać znać, że wszystko twoje jest u nas.
–
Okej, to oddam połowę.
–
Jak ty mnie potrafisz zirytować, braciszku – jęknęła. – Dobrze, umówmy się tak.
Zarobisz i jak cię przyjmą na stałe, to wtedy mi oddasz połowę. Jeśli nie
przyjmą, zapominamy o tym, okej?
–
To nie fair.
–
Ależ fair! Daję ci właśnie kopa motywacyjnego do dania z siebie wszystkiego!
Parsknąłem,
kręcą głową.
–
Rany, kocham cię.
–
Aw, też cię kocham! I nie jesteś zły za to szperanie?
–
Nie. To... to rzeczy taty, więc... nie było tam nic takiego.
–
No nie wiem. Wiem za to, że dla ciebie ten człowiek jest ważny. Dobra, bo ja
cię zajmuję, a ty pewnie zajęty! Pogadamy, jak wrócisz. Bawi się dobrze i
trzymam kciuki, mój ty modelu!
–
Dzięki, hej!
Odstawiłem
telefon od ucha i patrzyłem na niego z gasnącym na ustach uśmiechem. Coś w moim
wnętrzu niebezpiecznie się zaciskało. Czy to na wieść o odejściu matki? Z
powodu naruszenia pamiątek po tacie? A może z powodu kolejnego długu, który
zrobił mój rodzic?
–
Trzymasz się?
Uniosłem
spojrzenie, gdy Iris stanęła obok mnie z dłonią na moim ramieniu. Wziąłem się w
garść i wstałem, nie chcąc nikogo martwić swoim chwilowym szokiem. Chyba mojego
uśmiechu nie kupiła, ale była na tyle łaskawa nie drążyć.
Zabrała
mnie na parter windą, gdzie czekał wypożyczony samochód wraz z Neelsem za
kierownicą i Aidenem na tylnej kanapie. Miałem do wyboru dupka albo dupka.
Kurka, ciężki wybór. Wybrałem przód ku uciesze Iris, bo uśmiechnęła się szeroko
i wskoczyła do auta obok Aidena.
–
Od kiedy ty godzisz się tak łatwo oddać przód? – dziwił się.
–
Tobie? Nigdy bym nie oddała!
–
Suka.
–
Nie twoja.
–
Dzieci, spokój w tyle – zaśmiał się Neels, ruszając z postoju.
–
A będzie kara, tatusiu? – zakpił Aiden, wychylając się do przodu. Uniosłem
nieco zaskoczony brwi, nie ingerując w ich rozmowy.
–
Pewnie. Iris, złotko, wypchniesz go w drodze?
–
Oczywiście, misiu. Panu już dziękujemy.
–
Te, ogarnij się – ostrzegł ją, gdy usłyszałem charakterystyczny dźwięk
odbezpieczania sprzączki pasa.
Na
pewno by go nie wepchnęła z jadącego auta, ale sam fakt przygotowania do tego
czynu wydawał mi się całkiem absurdalnie zabawny. Zacisnąłem wargi, chociaż
Neels nie ukrywał uśmiechu, nie tak jak oczu za czarnymi okularami.
Ciekawy
był to obrazek przyjaźni. W sumie nie wyobrażałem ich sobie w ten sposób,
zwłaszcza po wcześniejszym poznaniu charakteru Aidena. Okazywało się, że byli w
dość luźnych stosunkach i zwracali się do siebie w pieszczotliwy sposób.
Przekpiwczo, ale wciąż zdawali się zażyli. Nie jedną sesję i zlecenie już razem
mieli, tylko ja nie pasowałem do tego obrazka przyjaciół i zatęskniłem za
swoimi. Zwłaszcza tymi, których nie miałem na co dzień i oczekiwałem ich
zjazdów do miasteczka jak świąt za dzieciaka.
Na
miejscu okazało się, że sesje zdjęciowe tej trójki to jakiś inny wymiar sesji
zdjęciowych. Iris wyjaśniła mi, że należą do śmietanki modeli, przez co nie
zawsze biorą udział w zwykłych castingach, tylko ich się bukuje z dużym
wyprzedzeniem i większym wkładem pieniężnym. Są sprawdzeni, piękni i bogaci.
Agencja umieściła ich zdjęcia w swoim top pięć najlepiej pracujących ludzi,
toteż byli inaczej brani pod uwagę przy doborze prac. Dlatego tego dnia nie
było nikogo prócz nas.
–
Dziś reklamujemy obuwie – zakomunikowała, a ja spojrzałem na nią oniemiały.
–
Mówiłaś, że dadzą mi ciuchy – szepnąłem spanikowany.
–
Bo dadzą – zapewniła na chłodno. Pogłaskała mnie uspokajająco po ramieniu. –
Spokojnie, Nik. Jesteś z nami, a nas się ubiera. Wy, faceci, i tak macie
łatwiej. Jako kobieta często muszę być rozebrana do naga, żeby bielizna mi nie
prześwitywała.
–
Chryste. Nie wadzi ci to?
–
Moje cycki widzieli wszyscy, którzy interesują się modą – zaśmiała się, jakby
to było nic. – Mam to obecnie gdzieś. Chociaż przyznaję, że nagą sesję miałam
tylko raz. Potem zawsze była ukryta nagość. Skryte piersi pod dłońmi albo
doborem scenografii. Trudno opisać to w jednym zdaniu, bo wiele już miałam
zleceń.
–
Cholernie cię teraz podziwiam za tę odwagę.
–
Dziękuję. Szkoda, że nie gadasz z Neelsem, bo on o perspektywie bycia top
modelem męskim więcej by ci zdradził. On zawsze lata z gołą klatą i bez gaci.
–
Słucham?
–
Chodzi mi o to, że często dają mu dół tak nisko wiszący, że nie może być
bielizny, bo na przykład kolekcja jej nie zawiera. I wtedy jego fanki drukują
sobie te fotki i pewnie masturbują do wyrzeźbionej litery V, która skrywa się
pod niskim stanem spodni. Mogę ci poszukać paru zdjęć i lepiej zrozumiesz-
–
Podziękuję.
Zaśmiała
się w dłoń, która skrywała usta.
–
Teraz rozumiem, o co mu chodziło, gdy mówił o twoim chłodnym podejściu do
najgorętszych tematów. Daniel! – zawołała.
Mężczyzna
w zwykłej białej koszulce i czarnych spodniach podszedł do nas. Wyglądał na
starszego faceta, coś koło czterdziestki nie więcej. Przywitał się z dziewczyną
przytuleniem i spojrzał na mnie, wystawiając do mnie dłoń.
–
Daniel Spencer. Dzisiejszy fotograf. A skoro cię nie znam, to pewnie nowy
model?
–
Tak. Nikolai Olsen – przedstawiłem się, uścisnąwszy mu dłoń.
–
Ciekawe imię. Rosjanin?
–
Tylko w połowie. Na ziemi tego kraju jednak nigdy nie byłem.
–
Rozumiem. Potwierdza to twój akcent.
–
Daniel, pisaliśmy ci o nim. Przetestujesz go przed obiektywem? – wtrąciła
służbowo Iris.
–
Naturalnie. Szef czeka na zdjęcia i też jest ciekaw, czy znalazł nową perełkę.
Tak mu ten twój Neels naopowiadał o chłopaku, że chłop wyrobić nie może –
zażartował, a ja wewnętrznie miałem ochotę się zrzygać. Iris to wyczuła, bo
spojrzała na mnie kontrolnie i nerwowo się zaśmiała.
–
Neelsowi zależało, żeby dać mu szanse.
–
I słusznie – zapewnił, mierząc mnie wzrokiem dość krytycznie. Cofnął się o
krok, żeby mieć lepszy widok. – Proporcje wydają się odpowiednie. Ubrania
powinny na nim dobrze leżeć. Podnieś koszulkę – nakazał, co uczyniłem. – Ma
sylwetkę wyrobioną. Jak będziesz kreatywny i posłuszny na planie, to obiektyw
cię zaakceptuje.
–
Dam z siebie wszystko – zapewniłem, opuszczając materiał.
–
I to się chwali. Jazda, pokaż mu garderobę i niech mi go ogarną. Czas goni.
–
Się robi – zasalutowała.
Chwyciła
mnie z nadgarstek i szarpnęła stanowczo do przodu. Garderoba znajdowała się
praktycznie za rogiem w wysuniętym pomieszczeniu. Iris wyjaśniła, że to moja
wielka chwila, w której Aiden i Neels mi nie przeszkodzą, bo są na innym
planie. Nie bardzo jeszcze rozumiałem rozesłanie wszystkich po kątach, ale jak
się nad tym zastanowiłem, to chyba ktoś mi mówił o Danielu. Był bezpośrednim
fotografem agencji i dlatego trafiłem na test pod jego czujnym okiem. Trochę
mnie stresowało, że specjalnie dla mnie zorganizował set i ludzi, ale
postanowiłem wziąć się w garść dla samego siebie.
Pozwoliłem
się przypudrować, ubrać i przeczesać. Trwało to raptem paręnaście minut, a
wszyscy okazali mi dużo cierpliwości. Pewnie dlatego, że byłem jedyny. Daniel
za to dawał mi jasne wskazówki do póz i mimiki. Większość fotek strzelił mi na
siedząco. A to w oknie, na krześle, kanapie. Miałem na sobie białą koszulę.
Podwinięto mi jej rękawy do łokci, ale w bardzo symetryczny sposób. Odpięto
parę guzików z dołu, żeby widać mi było ten wyrzeźbiony brzuch, który Daniel
pochwalił. A to wszystko po to, żeby niby przypadkiem półleżąc na kanapie, rant
koszuli się zagiął i ukazał ciało. Zwątpiłem, czy to dalej fotki butów. To
znaczy reklamy butów.
Słuchałem
każdej uwagi, każdego polecenia i wykonywałem wszystko posłusznie jak robot.
Nie przymuszałem się do niczego, bo niczego też nie kazali mi robić ciężkiego.
Daniel samym tonem głosu zdawał się surowym fotografem, ale chyba doceniał moją
uległość przy pracy, bo z pozy na pozę padało więcej komplementów.
„Świetnie.
Pokaż większą ekspresję. Dobrze! Trochę w moje prawo. Idealnie! Spójrz kątem
oka w obiektyw. O to chodzi!”
–
Dobrze, koniec na dziś – zakomunikował, odsuwając aparat od twarzy.
Wypuściłem
głośno powietrze, czując, jak uchodzi ze mnie podenerwowanie z powodu stresu.
Chciałem wypaść jak najlepiej i żeby przy okazji każdy mnie polubił. Nie
przyjechałem gwiazdorzyć czy udawać, że jestem niewiadomo jak uzdolniony
fotogenicznie. Zszedłem więc z planu i przeciągnąłem się, zapominając, że mam
na sobie pożyczone ubrania. Pobiegłem szybko do garderoby je zrzucić bez
brudzenia ich makijażem i narzuciłem na siebie swoje ciuchy. Od razu czułem się
spokojniejszy. Jakbym zrzucił fałszywą skórę.
Wróciłem
do głównej sali, gdzie Daniel pochylał się nad laptopem i przeglądał fotki z
sesji. Zerknąłem na ekran przelotnie i musiałem przyznać, że robią na mnie
wrażenie. Czy tak się czujesz, gdy pracujesz z profesjonalistą, który wie, jak
najlepiej uchwycić twoją osobę, aby wydobyć pełen potencjał?
Wyprostował
się i pokiwał głową do sobie znanych myśli.
–
Obiektyw już cię zaakceptował – stwierdził nagle i posłał mi pokrzepiający
uśmiech. Nerwowość zza kamery zniknęła. – Powiedz, planujesz swoją przyszłość z
modelowaniem?
–
Raczej nie.
–
Wahasz się – zauważył, wskazując na mnie palcem. – To dobrze, bo wróżę ci kilka
lat dobrych zleceń, zwłaszcza z marką naszej agencji. Masz dziewiętnaście lat,
tak?
–
Zgadza się.
–
Najlepiej, jak zaczyna się tę karierę w wieku trzynastu, może czternastu lat,
jednak wciąż jesteś młody i dasz radę zbudować sobie opinię. Kwestia dobrych
zleceń i zaangażowania, a to drugie z pewnością masz. Pomyśl o tym.
–
Pomyślę, dziękuję – zapewniłem.
–
No dobrze. Skoro nie modeling jest twoim pierwszym wyborem, to co? – zaciekawił
się, zaplatając ramiona.
–
Jeśli chodzi o ambitne plany, to coś z podróżowaniem. Jednak na tę chwilę chcę
po prostu zarobić.
–
Na te podróże?
–
Na długi. Po ojcu.
–
Paskudnie ci się trafiło – przyznał, krzywiąc się gniewnie. – Ojciec cię nie
zabezpieczył w żaden sposób?
–
To wina mojej matki – broniłem go. – Byłem nieletni, gdy dostałem spadek, matka
go przyjęła, a składał się on głównie z długów. Jeśli coś miał, pewnie
komornicy zajęli to na poczet długu.
–
Cholera, jeszcze gorzej. Kim był twój ojciec, że tak się wpakował?
–
Z tego, co wiem, pracował w budownictwie i magazynierstwie w Tokio. Tam też
mieszkał. Utrzymywaliśmy kontakt elektronicznie, mailowo, czasem przesyłał mi
coś drobnego listownie.
Zadumał
się na chwilę, spuszczając wzrok. Nagle cmoknął i pokręcił głową, jakby coś mu
nie pasowało w opowieści, która w całości była prawdą.
–
Nie znam twojego ojca, ale skoro utrzymywał z tobą kontakt na tak dużą
odległość, to nie wydaje się, jakby celowo chciał cię udupić. Mówiłeś o spadku
w postaci długów, to ma sens. Wierzyciele chcą ściągnąć należność, ale co z
prawdziwym spadkiem?
–
Nie rozumiem. Jak prawdziwym?
–
Testament – oznajmił, szokując mnie. – Spisuje się go, często bez notariusza i
daje zaufanej osobie. Wiele zadłużonych osób robi testamenty nieobjęte prawem.
To zabezpieczenie, aby wierzyciele nie ściągnęli prawdziwego majątku i
zostawili go nietkniętego, bo znajduje się on u kogoś bezpieczny. Może twój
staruszek też coś takiego spisał. Nie wysłał ci jakiegoś listu? Skrzyneczki?
Pomyślałem
nagle o kartonach, które mojej siostrze udało się odzyskać z kontenera. O
rzeczach nieistotnych, które stanowiły małe śmietnisko, bo nie widziałem dla
nich użytecznego sensu. Było tam parę listów, które do mnie pisał. Jakieś prezenty
i zabawki. Ale czy coś godnego uwagi? Ukryty testament nawet przede mną, aby
nie odkryła go matka?
Daniel
położył mi ciężką dłoń na ramieniu, wybudzając z rozmyśleń.
–
Jak wrócisz do domu, przejrzyj pamiątki. Trzymam szczerze kciuki, żeby twój
ojczulek zostawił ci coś, co pomoże ci spłacić te długi.
–
Dziękuję. Naprawdę. Ja... nigdy bym nie brał czegoś takiego pod uwagę, nawet
nie wiedziałem, że zadłużone osoby coś takiego robią.
–
Za życia nie chcą czegoś spieniężyć, bo czują do tego przywiązanie. Po śmierci
jednak może być to pomocne dla bliskich – podkreślił. – Moja cioteczka tak
zrobiła i to bardzo uratowało jej dzieciaki. Nieformalne testamenty są
popularne, ale nie wśród wyżej postawionych.
–
Rozumiem. Jestem wdzięczny za tę tajną informację, zaopiekuję się nią. –
Wyszczerzył się uradowany. – Za dzisiejszą szansę też dziękuję.
–
To ja dziękuję za miłą współpracę. Przemyśl moje słowa odnośnie do pracy w tym
zawodzie. Modeling i tak maksymalnie opłacalny jest do trzydziestki. Z roku na
rok będzie coraz mniej zleceń, a więc odradzam, chyba że naprawdę urośniesz do
rangi gwiazdy ekranu. Ewentualnie emerytura modelingowa też mogłaby być opcją.
–
Cholera, ile to ma furtek.
–
Prawda? – zaśmiał się. – Żyj chwilą, dzieciaku. Szanse potrafią przejść nam koło
nosa, gdy za długo zwlekamy z podjęciem decyzji. Mam jednak nadzieję, że tej z
testamentem nie przegapiłeś.
Coś
mi podszeptywało, że właśnie ta szansa była na wyciągnięcie ręki. Siostra nie
bez powodu znalazła się w tym opuszczonym mieszkaniu. Nie bez powodu odnalazła
magazyn i wykupiła rzeczy ojca. Jeśli istniały duchy i duch ojca nade mną
czuwał, to wyraźniejszego znaku boskiego dać nie mógł!
Komentarze
Prześlij komentarz