Zasłyszane wyznanie Cz.9
Iris
proponowała, żebym zabrał się z nimi na wycieczkę po Paryżu, a wzrok Neelsa był
niemal błagalny, żebym się tylko zgodził. Nie zgodziłem się. Wolałem pozwiedzać
sam, co zdecydowanie się im nie spodobało. Wierzyłem, że znali Paryż lepiej niż
ja i mogliby być dobrymi oprowadzaczami, ale nie. Nie chciałem spędzać z
Neelsem więcej czasu, niż musiałem. Nawet nie chodziło o to, że nadal byłem na
niego zły za pocałunek, gdzieś wewnątrz się z nim pogodziłem. Bałem się
przebywać w jego otoczeniu, bo musiałbym spojrzeć w te oczy i powiedzieć coś,
na co nie byłem gotów.
Że
mi się podobało.
Iris
miała rację. Nikt nie dosypał mi niczego do drinków, które piłem jeden za
drugim – to w ten sposób się tak zaprawiłem. Chciałem odciąć się po raz kolejny
od ciężkiej rzeczywistości, a skoro miałem wolne, potrzebowałem je dobrze
wykorzystać. Z przyjaciółmi, z siostrą. Bez znaczenia. Mgliście pamiętałem mój
taniec z chłopakiem, ale jednak go pamiętałem. Byłem świadom, co wtedy urodziło
się w mojej głowie. Chciałem tego. Czy zgodziłbym się na to z kimkolwiek innym?
Wątpiłem.
Jak
typowy turysta odwiedzałem najciekawsze punkty zdaniem internautów, cykałem
amatorskie fotki i upamiętniałem swój pobyt w tym miejscu. Wysłałem kilka
selfiaków do siostry i znajomych, uświadamiając sobie poniewczasie, że nikomu
nie opowiadałem o swoim wybyciu do Francji. Wcale mnie więc nie zdziwiło
bombardowanie wiadomościami od Willa i Amandy. Wyrażali szok, pytali skąd mnie
na to stać i czy to czasem nie robota fotomontażu. Nagrałem więc filmik na tle
wieży Eiffla i ich pozdrowiłem. Ostrzegłem, że muszę spadać i po powrocie im
wszystko wyjaśnię. Lepiej wtedy niż teraz informować o moim dorywczym zajęciu.
Korciło
mnie wjechanie na wieżę, ale uświadamiając sobie pod nią, jak wysoka jest, od
razu mi się odechciało. Miałem cholerny lęk wysokości i już z dołu dostawałem
zawrotów głowy, więc lepiej nie.
Siedziałem
w drogiej kawiarni i piłem kawę za moją pierwszą wypłatę – dostałem z samego
rana przelew na kwotę, która prawie zwaliła mnie z nóg na łóżko – i pozwoliłem
sobie na chwilę zapomnieć, jak biedny byłem na co dzień. Podziwiałem wieżę z
odległości, ludzi spacerujących wokół niej. Skwer. Połacie zieleni i deptak,
który zalewali przejezdni. Słyszałem w tym miejscu tak wiele różnych języków,
że zlewały mi się w niezrozumiałe słowa.
Dźwięk
powiadomienia wybił mnie z podziwiania. Miałem w uchu słuchawkę bezprzewodową,
przez którą słuchałem muzyki, ale została przerwana przez nadchodzące
połączenie. Sięgnąłem urządzenie i zdziwiłem się na widok imienia przyjaciela.
Odebrałem na kamerce, uśmiechając się od razu.
–
No cześć – przywitałem się pierwszy.
–
Yo, Nik! – zaśmiał się. Głowę miał do połowy skrytą pod kapturem jakiejś bluzy.
Przy tak ostrym słońcu trudno było go wyraźnie dostrzec. – Paryż? Bez jaj.
–
Powaga! – dołączyłem do śmiechu, ale ciszej, żeby nie przeszkadzać innym
gościom kawiarni. Nakierowałem siebie i telefon na wieżę w tle. – Pozdro!
–
Kurde, cieszę się, że udało ci się wyrwać – zapewnił wesoło, gdzieś idąc. –
Powiedz mi tylko, kiedy wylatujesz i wracasz?
–
Jeśli matematyka mnie nie kłamie, to jutro popołudniem. A co?
–
Cholera, może się spotkamy – powiedział mimochodem, zaraz wyszczerzając zęby na
moje oniemienie. – Przyjadę na lotnisko jutro i cię odbiorę, ale wyślij mi
dokładny czas, co?
–
Jezu, Mike, serio? Jesteś w mieście?
–
Zjechałem na parę dni, bo mama się pochorowała. Wiesz, jak jest – odparł,
wywracając oczami.
Michael
miał ze swoją mamą dobre stosunki, ale na odległość. Gdy mieszkali razem,
wydawała się nazbyt opiekuńcza i to wręcz toksycznie. Martwiła się o jego
oceny, zdrowie, opaleniznę, ubiór, kolegów, dziewczyny. Nie było tematu, o
który by się nie martwiła przesadnie, zduszając syna jak robaka butem. Na
odległość zdecydowanie dogadywali się lepiej.
–
Szkoda, że się minęliśmy.
–
No, szkoda. Było mówić, że wylatujesz! – odbił rzekomo urażony. – A tak
widziałem się z Willem, dostałem wiązankę na temat mojego zjebania oraz całusa
od Amandy. Ale nie mówi Sarah, bo lubi być zazdrosna o byle gówno.
–
Kim jest Sarah?
–
Moją nową dupą? – odpowiedział niemal pytająco i niewinnie. Niemal wywróciłem
oczami. – No co?
–
Nie mam pytań – zastrzegłem, unosząc poddańczo dłoń. – Powodzenie masz jak
diabli.
–
Lisa to zamknięty temat, więc też byś mógł się za kimś rozejrzeć, wiesz? Życie
ci przecieka przez palce.
–
Jestem w Paryżu, bro, o czym ty pierdolisz? – zaśmiałem się szczerze.
–
Jedyna pozytywna zmiana – potwierdził. – Podoba ci się tam? Opowiadaj, bo
miałem się z tobą tu spotkać, a ty mi wybyłeś. Dawaj.
Opowiedziałem
o swoich odczuciach związanych z tym miejscem, skrupulatnie pomijając prawdziwy
powód moich odwiedzin Francji. Iris, Aiden i Neels nie istnieli w opowieści,
którą skleciłem naprędce, żeby tylko nie dostrzegł kłamstwa. Michael słuchał i
nie przerywał mi, chyba że chciał o coś dopytać. Uwielbiałem tego człowieka. To
był mój najlepszy przyjaciel, do którego mogłem iść ze wszystkim i zawsze, a on
wygrzebałby odpowiedź spod ziemi, byle tylko mi jej udzielić. Miał wady jak my
wszyscy. Jedną największą był brak przywiązania do partnerek, ale nie
ingerowałem w to, bo to nie była moja sprawa. Kochałem go jak brata, wiedząc,
że uczucie jest obustronne.
Po
dwóch godzinach zwiedzania wróciłem do hotelu, żeby zjeść opłacony obiad i móc
chwilę odpocząć od ciepłego słońca. Wymieniłem się wiadomościami z siostrą, na
razie ignorując spekulacje o istniejącym tajnym testamencie ojca. Wolałem sam
się tym zająć po powrocie. Na razie wymazywałem ten temat z myśli, żeby jak
najlepiej spożytkować czas w obcym kraju.
Iris
i reszta byli na zleceniach, więc wrócili dopiero koło szóstej. Bez pardonu
weszła mi do pokoju, prowadząc za sobą nieco skrępowanego Neelsa. Starałem się
go ignorować, bo dziewczyna usiadła obok mnie na łóżku i na tablecie pokazała
moje obrobione z dnia poprzedniego zdjęcia. Wziąłem od niej urządzenie i
przejeżdżałem palcem, chcąc samemu w spokoju je ocenić.
–
Świetne są – powiedziała euforycznie. – Nadajesz się do tego, Nik. Wuj jest
tobą zachwycony.
–
Wuj w sensie Daniel? – dopytałem. Skinęła głową.
–
Mój ojciec też – dodał Neels, opierając kolano na łóżku. Uniosłem na niego
nieostrożnie spojrzenie. Uśmiechnął się niepewnie. – Pyta, czy jesteś
zainteresowany dalszą współpracą? Chciałby przygotować aneks umów,
wyszczególniając warunki obu stron.
–
Nie chcę pracować na stałe. To ma być dorywcze, żebym mógł wszystko spłacić i
poszukać czegoś swojego.
–
Tak coś czułem i też go o to spytałem – rozkręcił się, odzyskując rezon. –
Stwierdził, że może ci wysłać wszystkie umowy na maila, przejrzysz je, złożysz
podpis i wyślesz skanem. Dzięki temu wystawi twoje portfolio na stronę agencji
i przewertują oferty.
–
Wszystko to brzmi tak... gigantycznie.
–
Bo to jest gigantyczne – odparła Iris, opierając się wygodnie o zagłówek. –
Jako że jesteśmy w polecanych modelach agencji, przypada nam tyle ofert, że musimy
mieć własnych ludzi do ich filtracji.
–
Poprosiłem menadżera o przefiltrowanie tych dla ciebie – wtrącił Neels. – W
innych okolicznościach zalecałbym zatrudnienie jednego dla ciebie, ale skoro
nie wiążesz z tym przyszłości, to nie ma sensu.
–
Powinienem opłacić tego człowieka...
–
Wchodzi mu to w koszta – odparł znudzony. – Niczego nie musisz opłacać.
–
To samo mógłbym powiedzieć o tobie – odbiłem zirytowany. Spojrzał na mnie
zagadkowo. – Nie patrz tak, nie jestem dzieckiem, za które wszystko zrobisz. Powiedzcie
mi, czego powinienem się spodziewać i jakoś to ogarnę. Nie możesz wiecznie
opłacać za mnie każdej pierdoły, Neels.
–
Ale chcę-
–
Ty jesteś absolutnie głuchy na odmienne zdanie, co? – warknąłem. Odrzuciłem
tablet na łóżko i wstałem. – Nigdy nie zaakceptujesz czyjejś niezgody. Musi być
po twojemu, bo tak chcesz i koniec.
–
O czym ty mówisz? – wycedził.
–
E, dajcie spokój – zaniepokoiła się Iris.
–
Do niczego cię nie zmusiłem – podkreślił wkurzony.
–
Cały czas zmuszasz! – uniosłem się. – Nigdy nie padło z twoich ust pytanie, czy
możesz coś opłacić, coś zrobić! Ty zakładasz, że tobie wolno wszystko!
–
Do cholery, Nikolai, nie zgwałciłem cię!
–
Mam ci, kurwa, za to dziękować? Bo z tego, co wiem, to Iris cię odsunęła ode
mnie!
Neels
spojrzał na dziewczynę z mieszanką strachu i zdrady, ale szybko powrócił do
moich oczu. Już nie wydawał się tak pewny siebie i zuchwały.
–
Nigdy... nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.
–
Wierzę na słowo. Przy tobie już wiem, że nie warto czuć się bezpiecznym.
–
Niko...
–
Dobra, wyjdźcie oboje – nakazałem, siadając na łóżku i pochylając się nad
kolanami, na których trzymałem łokcie.
Neels
wyszedł pierwszy. Iris się nieco ociągała, trzymając tablet przy piersiach jak
tarczę. Spojrzała na mnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie z tego
zrezygnowała i wyszła. Uspokoił mnie dopiero trzask drzwi, bo wiedziałem, że
nikt bez ich otwarcia przeze mnie już nie wejdzie.
Pokąsałem
Neelsa, bo chciałem zobaczyć, jak zareaguje. Czy dostrzegę skruchę, żałość? Były
tam, obie. Strach przed tym, o co go oskarżałem. Nie natury dokonanej zbrodni,
ale faktu, że go o nią podejrzewam. Jakby bał się, że dałem wiarę w pomówienia,
a nie daję wiary w jego zapewnienia. Żałowałem tylko, że Neels nie rozumie, o
co tak naprawdę w tym wszystkim byłem zły. Nie o pocałunek, a o fakt, że
wszystko robi za mnie. Byłem biedny, ale nie oznaczało to, że potrzebowałem
jego pieniędzy. Potrzebowałem traktowania mnie jak równego, pytania o
udzielenie pomocy, zamiast zakładania z góry, że jej potrzebuję. Dumny był ze
mnie człowiek, któremu trudno dogodzić.
~*~
Spałem,
gdy do drzwi od mojego pokoju hotelowego ktoś się agresywnie dobijał.
Sprawdziłem nawet godzinę na telefonie, dostrzegając parę nieodebranych
połączeń i dziesiątki wiadomości. Zakląłem, wstając i idąc otworzyć w samych
bokserkach. Ledwo docierały do mnie informacje, skoro za odsłoniętym oknem
panował taki sam mrok jak w pomieszczeniu. Na korytarzu stała zdenerwowana Iris
w pełni ubrana i z wystawioną pięścią, żeby znów zapukać.
–
Nik, nie ma u ciebie Neelsa? – spytała z nutą nadziei.
–
Nie? – odparłem ochryple i pytająco. – Czemu miałby tu być?
–
Kurwa – syknęła, spoglądając na jeden koniec korytarza. Zaraz wróciła do mnie
spojrzeniem i przestąpiła nerwowo z nogi na nogę. – Posłuchaj, wiem, że
jesteście skłócenie, ale potrzebuję twojej pomocy.
–
Co jest? – dziwiłem się i otworzyłem drzwi szerzej, aby ją wpuścić.
Weszła
do środka, a ja w tym czasie naciągałem na siebie bluzkę, którą już minionego
dnia nosiłem i te same ciemne spodnie. Powoli świadomość wracała do trzeźwych i
nerwowość kąsała także mój kark. Miałem złe przeczucia.
–
Neels po tym, jak się z tobą pokłócił, poszedł w miasto. Aiden twierdzi, że
rozdzielili się przy jednym z klubów, gdzie Aidenowi zakręcił w głowie jakiś chłopak,
a Neels chciał iść bawić się dalej – tłumaczyła nerwowo. Przełknęła ślinę,
ściskając przy piersi telefon. – Proszę, pomóż mi go szukać. Jeśli zrobił coś
głupiego, nie daruje sobie tego następnego dnia. Nie wiem. Może też zakręci się
przy nim jakiś typ? Powstaną zdjęcia, będzie afera. Jest zraniony. Błagam, Nik.
–
Dobra, czekaj, chwila – uspokoiłem ją po zapięciu guzika w spodniach. – Gdzie
mamy go szukać? Paryż jest ogromny!
–
Wiem! Ale wiem też, jakie są ulubione kluby Neelsa – tłumaczyła spokojniej. –
Jest ich sporo, a ja sama nie obskoczę ich w całą noc, a nawet jeśli, to się
spóźnię! Potrzebuję kogoś do pomocy, a Aiden twierdzi, że przesadzam i wrócił
do bzykania! – warknęła. – Dam ci moją kartę, żebyś opłacał przejazdy i
wszystkie wejścia, a ja będę korzystać ze swojej wirtualnej w telefonie –
objaśniła rzeczowo, zaskakując mnie szczegółowym rozplanowaniem działań.
–
Okej.
–
Okej? – powtórzyła z nadzieją. – Czyli mi pomożesz?
–
Tak. Skoro to z mojej winy, to tak – odparłem, przeczesując włosy dłonią. –
Urwę mu łeb, jak go już znajdę.
–
Może jutro, co? – zaśmiała się spięta. – Ja jadę naszym wypożyczonym autem,
więc jak go znajdziesz, dzwoń. Podjadę po was.
–
Dobrze. Prześlij mi wiadomością adresy i w drogę.
–
Dziękuję, Nik – powiedziała, tuląc się do mnie niespodziewanie. – Jestem zła,
że to się tak potoczyło, ale cieszy mnie, że jesteś chętny do pomocy.
–
Żałuję, więc... chodźmy już, okej?
Iris
zamówiła mi nocny transport i wręczyła złotą plakietkę, która miała otwierać mi
każde drzwi na jej rachunek. Niby mogłem na swój, ale aż tak winny się nie
czułem. Ile lat miał Neels, żeby zapijać smutki w gówniarskim stylu? Właśnie.
Może i miałem sobie wiele do zarzucenia w kwestii naszej relacji, jednak żeby
upaść tak nisko? Bez przesady.
Część
z klubów, o których Iris pisała, było poświęconych społeczności queer, co
wywoływało mi na plecach ciarki. Dwa pocałunki z dwoma różnymi chłopakami i
teraz klub gejowski? Co następne? Zaczynałem się godzić z jawnym drogowskazem
od życia, abym spojrzał na nie pod innym kątem. Skoro otworzono mi oczy na
testament, to może i próbowano otworzyć oczy na coś tak oczywistego, jak „facet
też cię kręci”? Mogłem się tylko na razie domyślać.
Dawanie
złudnych nadziei Neelsowi brzmiało jak najgorszy pomysł świata. Dlatego wolałem
go unikać i rozpracować to jakoś sam. Chłopak był ewidentnie mną zainteresowany
w kwestii romantycznej – lub seksualnej – a ja zwykłym „może” uchyliłbym mu
furtkę do tej opcji. Co potem? Zraniłbym go jeszcze bardziej, gdybym w pewnym
momencie oznajmił, że jednak mi nie staje.
Zaskakująco
mało myślałem o Lisie, a to wszystko zasługa dwóch chłopaków. Jednego z
imprezy, którego całowałem z powodu jego przegranego zakładu i Neelsa, który
pochylił się na parkiecie i bezceremonialnie po mnie sięgnął. Może tak powinno
być?
Neelsa
nie było w pierwszym klubie, a ja straciłem na niego bite pół godziny. Już
rozumiałem, dlaczego Iris martwiła się tak długą listą miejsc do odwiedzenia,
która nie zawierała tylko klubów, ale także miejsca pod gołym niebem. We dwoje
mielibyśmy problem ogarnąć wszystko w parę godzin, a gdzie tu mówić o zdążeniu
przed tragedią!
Drugi
klub. Drugie oznakowanie skóry neonową bransoletką w tym przypadku. Wybrałem
gejowską – zieloną. Jednak na parkiecie przewijały się różowe na nadgarstkach
kobiet, czerwone u obu płci i chyba niebieskie. Przeczesywałem ciemny klub
wzrokiem, ale chuja widziałem. Nie dosłownie. Zeskoczyłem z paru stopni i
podszedłem do baru, gdzie akurat ciemnoskóry barman opierał się o blat i
patrzył na bawiących się ludzi. Gdy tylko zjawiłem się w jego zasięgu,
uśmiechnął się i zmierzył mnie wzrokiem. Oblizał wargi, a mnie przeszedł
dreszcz wkurwienia.
–
Co dla ciebie, przystojny kolego, którego widzę pierwszy raz? – spytał po angielsku.
–
Namiar na wysokiego blondyna ze sporą ilością biżuterii na rękach.
Wyglądającego na smutnego i potrzebującego odreagować na już – powiedziałem
głośniej, żeby przekrzyczeć muzykę.
Chłopak
parsknął i pochylił głowę. Szybko ją podniósł.
–
Nie znam takiego, ale jak się zjawi to ci dam znać. Tylko puść mi strzałkę,
żebym miał namiar na ciebie.
–
Niezła próba, ale nie jestem zainteresowany.
–
Ach tak? Czyżby zajęty przez wysokiego blondyna?
–
Nawet jeśli, to nie twoja sprawa – odbiłem, unosząc brew.
–
To ty go u mnie szukasz, przystojniaku, więc chyba jednak trochę moja.
Nawaliłeś?
–
Powiedzmy.
–
Czemu wziąłeś opaskę dla gejów, jak jesteś bi? – zaciekawił się, kiwając na mój
nadgarstek, który luźno spoczywał na barze.
–
A ty co, lekarz, że mi diagnozę orientacji dajesz? – zakpiłem. Znów się
zaśmiał, a w jego oczach coś zabłyszczało. Jakby zaintrygowanie? Czy on... ze
mną flirtował?
–
Zazdroszczę temu twojemu chłoptasiowi. Musisz być ciekawy na co dzień.
–
Preferujesz sado-maso, że cię to kręci?
–
Chyba tak, dzięki za diagnozę, lekarzu – puścił mi oczko i pochylił się
bardziej. – Może jednak chcesz ten numer?
–
Chcę to znaleźć tego idiotę – odparłem, wzdychając.
–
Postawię ci drinka, co?
Otwierałem
usta, żeby mu powiedzieć, że najlepiej niech da mi szota, żebym przeżył jakoś
resztę nocy na prostych nogach, ale wtedy właśnie poczułem wsuwającą się na
moje biodro i brzuch rękę. Najpierw się spiąłem, ale zaraz do nozdrzy dotarł
bardzo charakterystyczny i ostry zapach perfum Neelsa i się zrelaksowałem.
Chłopak stanął chwiejnie po mojej lewej, ciasno przyciskając się do mnie.
Patrzył na barmana z czymś, co wyglądało na ostrzeżenie. Parsknąłem i
pokręciłem głową, gdy barman przyglądał mi się, jakby niemo pytał, czy to ten
blondyn.
–
Mam ci tę rękę złamać publicznie? – spytałem go spokojnie. Neels odpuścił
ciskanie gromów w ciemnoskórego i spojrzał na mnie ze smutkiem.
–
Niko. Ja nie mogę cię podrywać, a ten typ może?
–
Nikt nie może – podkreśliłem, pstrykając na niego palcami. – Zwłaszcza ty.
–
Cholera, nie ma z tobą łatwo, co? – zakpił barman i się wyprostował.
–
On nie jest gejem – powiedział do niego, jakby to miało go powstrzymać przed
ślinieniem się do mnie. Potencjalnym.
–
Ano, to już ustaliłem – znów puścił mi oczko, a Neels zacisnął mocniej palce na
moim ciele. Uniosłem w zaskoczeniu brwi. Dopiero po chwili skapnąłem się, że
chłopak przesuwa po blacie karteczkę z numerem telefonu. – Gdybyś potrzebował
więcej diagnoz, polecam się.
–
Nie ma chuja – mruknął Neels, chcąc zabrać karteczkę, ale byłem szybszy i schowałem
ją do tylnej kieszeni w spodniach. – Ej! Byłem pierwszy! Nawet ja nie mam
twojego numeru!
–
Rób tak dalej i go nigdy nie dostaniesz. Spałem smacznie, a ty się szlajasz i
trzeba cię szukać. Myślisz, że nie mam ciekawszych rzeczy do roboty?
–
Przyjechałeś dla mnie?
–
A jak sądzisz?
–
Niko – wymówił moje imię pijacko, ale z uczuciem, które mnie przez chwilę
przytłoczyło.
–
Wracamy, Neels. Nawet nie dyskutuj.
Nie
zamierzał. Pozwolił się ciągnąć za rękę do wyjścia, gdzie oddaliśmy swoje
bransoletki i odkryliśmy, że mój nocny środek transportu sobie odjechał.
Zakląłem siarczyści pod nosem i sięgnąłem po telefon. I tak Iris obiecała
podwózkę do hotelu, ale czułem, że im dłużej będę z nim sam na sam, tym gorzej
dla mnie. Ostatni pijacki raz z Neelsem nie skończył się dobrze. Chwyciłem go
szybko za nadgarstek, gdy zatoczył się do przodu i prawie wyłożył się jak
długi. Spojrzał na mnie pijanym wzrokiem.
Iris
odebrała.
Podałem
jej nasz adres, a ona odetchnęła z ulgą, że go odnalazłem przed zrobieniem czegoś
głupiego. Oszacowała, że dojazd do nas zajmie jej nie więcej niż dziesięć
minut, ale mnie to nie pocieszyło. Pięć byłoby dużo! Trudno. Przełknąłem z
trudem ślinę i schowałem telefon do kieszeni bluzy, uparcie patrząc przed
siebie, a chłopaka dalej trzymając. Nagle jednak wykręcił rękę i podsunął ją do
góry, splatając ze sobą nasze palce.
Kurwa.
–
Kręcisz mnie, Niko – wyznał cicho.
–
Wiem.
–
Chciałbym cię znów pocałować.
Przełknąłem
ślinę.
–
Nie rób tego, będzie trudniej.
–
Przepraszam. Skrzywdziłem cię. Masz rację, całkowitą rację, że to moja wina –
wyznał łamliwym głosem. Spojrzałem na niego zaskoczony. – Nie powinienem był
wtedy cię całować, byłeś nieświadomy. Jestem potworem.
–
Nie jesteś – zaprzeczyłem z szybciej bijącym sercem. Neels ze łzami w oczach
patrzył na mnie chwilę w ciszy. – Wcale tak nie myślę, okej? Nie myślę, że mnie
wykorzystałeś. Byłem zły, że do tego dopuściłem, ale na siebie. Gdybym poszedł
wtedy z tobą na całość, w co wątpię, to i tak byłaby to moja wina. Przeraża
mnie, że gdyby nie Iris, to dziś znajdowalibyśmy się w innym miejscu, gorszym
dla mnie.
–
Niko – powtórzył cicho i znów z paletą uczuć. Przymknąłem powieki. Neels się
ruszył i stanął naprzeciw mnie, dotykając mojego policzka wolną dłonią.
Uniosłem gwałtownie powieki i patrzyłem na niego z niepewnością. – Zrób dla
mnie wyjątek, proszę.
–
Z czym? – spytałem równie cicho i zadrżałem. Dostrzegł to, bo puścił moją dłoń
i przytulił się do mnie. Położył obie dłonie na moich plecach.
–
Chciałbym zawalczyć o ciebie, żebyś się we mnie zakochał tak, jak ja w tobie.
Też się boję, wiesz? Nigdy nie kochałem żadnego chłopaka, a ty jesteś dla mnie
ważny. Nie chcę twojej krzywdy, nie chcę widzieć cię zmęczonym i słabym. Chcę,
żebyś się uśmiechał i chcę doprowadzać cię do szczęścia. Chciałbym, żebyś ty
też stracił dla mnie głowę. Żebyś tak jak ja zastanawiał się, co robię w danej
chwili, gdy nie ma mnie obok ciebie. Żebyś wyczekiwał naszego spotkania albo
rozmowy tak, jak ja wyczekuję. Boję się, że mnie odtrącisz na dobre, a ja nie
znam już życia bez ciebie. Ono nie ma sensu. Udawanie nie ma sensu. Powiedz mi,
proszę, co mam zrobić, żebyś o mnie pomyślał? Żebyś chciał być całowany przeze
mnie? Musi się dać coś zrobić, prawda? – załkał.
Zaciskałem
zęby tak mocno, że aż bolały mnie szczęki. Moje własne oczy mnie szczypały od
zbierających się w nich łez. Ręce same odnalazły drogę do ciała Neelsa i, choć
niepewnie, oddały uścisk. Drżałem ze strachu o to, o czym on mówił. Bo jeśli
pozwoliłbym nam spróbować, o co tak uniżenie prosił, to gdzie by nas to zaprowadziło?
Gdzieś w dobre miejsce? Bez cierpienia?
Odsunąłem
się od chłopaka, a ten potraktował to, jak cios. Sapnął z bólem, ale posłusznie
zabrał ręce i otarł twarz. Pociągnął nosem, patrząc na mnie małymi oczami.
Serce mi pękło i biło nierówno. Pomyślałem, że za dużo myślę. Dlatego jebać to.
Przysunąłem się do Neelsa, pocałowałem go w usta. Pocałunek nie był namiętny
ani głęboki. Był zetknięciem się ust ze skamieniałymi wargami. Neels był w
szoku. Dopiero odsuwając się od niego, zlustrował moją twarz szybkimi ruchami
gałek ocznych. Zjechał na moje usta pożądliwym spojrzeniem, chwycił moją twarz
w obie dłonie, pogładził policzki kciukami i pocałował mnie w odwecie.
Zareagowałem, oddając pieszczotę i trzymając go za koszulkę obiema dłońmi.
Całowaliśmy się żarliwie, jakby w tym momencie zaklęto wiele obaw i pragnień.
Wyrywające się spomiędzy sapnięcia zniecierpliwienia i pożądania dodatkowo nas
napędzały na kontynuowanie.
Byłem
w pełni trzeźwy. Nie zdążyłem sobie zamówić szota, więc miałem świadomy pogląd sytuacji.
Świadomie sięgnąłem po jego usta, świadomie oddawałem pocałunek. I uświadomiłem
sobie, że wcale mnie to nie odpycha. Nie obrzydza. Całowaliśmy się, jakby świat
wokół nas nie istniał prócz naszej dwójki na chodniku.
Odsunęliśmy
się od siebie, gdy zabrakło nam powietrze. Oddychaliśmy w swoje usta, wiedząc,
że potrwałoby to znacznie dłużej, gdyby nie coś tak trywialnego, jak
oddychanie. Jednak przerwanie stanowiło swego rodzaju wtargnięcie świata
zewnętrznego do naszej chwilowej bezpiecznej przestrzeni. Przełknąłem ślinę,
oblizałem wargi i zrobiłem taktyczny krok wstecz. Neels patrzył na mnie
pożądliwie, ale nie ruszył za mną.
–
Po... porozmawiamy o tym rano, okej? – poprosiłem trochę otępiały.
–
Okej – odpowiedział ugodowo. Miałem przeczucie, że zgodziłby się na wszystko,
bo wpatrywał się w moje usta, jakby chciał wrócić do tego, co przerwaliśmy.
–
Ja... my... Iris zaraz tu będzie. Zachowuj się – poprosiłem i odchrząknąłem.
Ledwo
to powiedziałem, a dostrzegłem znajome auto, które stanęło przy krawężniku. W
porę więc przestaliśmy się całować, aby kolejnego dnia móc w spokoju
porozmawiać o tym, co zaszło bez dodatkowych ciekawskich osób w to
wtajemniczonych. Na szczęście Neels już trzymał ręce przy sobie i ułatwił nam
jazdę.
Komentarze
Prześlij komentarz