Wyzwolenie z kłamstwa Cz.10


Poznawanie teścia

Powolutku mogłem przyzwyczajać się do rzeczywistości, w której Shane leży na moim łóżku do późnych godzin, a rano zaszczyca mnie czułymi wiadomościami na dzień dobry. Cieszył się z mojego pozostania w mieście, czego nie mogłem powiedzieć o tacie, który z nieznanego mi powodu nie chciał anulować biletu. Dodatkowym problemem okazał się Daniel, który następnego dnia dorwał mnie podczas treningu z chłopakami i zmusił do jego przerwania. Ethan pozwolił mi iść. Idąc, czułem na plecach jego troskliwe spojrzenie. Zupełnie jakby wdał się w rolę starszego brata. Biologicznego właśnie zacząłem się obawiać, tak pochmurny miał wyraz twarzy.

Bez ostrzeżenia przyciągnął mnie do uścisku, z którego może i bym się wyrwał, gdybym nie usłyszał drżącego oddechu przy uchu.

– Co się stało? – zmartwiłem się.

– Ja powinienem o to pytać, Aslan – odparł, odsuwając się ode mnie.

Cała jego postawa emanowała nerwowością i smutkiem.

– Daję radę.

– Gdzie mieszkasz? – spytał od razu. – Tata mówił, że miałeś do niego lecieć, ale nagle odwołałeś plany, bo znalazłeś tu jakąś metę.

– Mieszkam u Ethana, to kapitan z drużyny – wskazałem na chłopaka, który niczym zawołany głośno, spojrzał na nas i machnął ręką. – Przyjaźnimy się.

– Cieszy mnie to – powiedział szczerze. Po chwili poczułem jego ciężką rękę na ramieniu. – Jak się czujesz z tym wszystkim?

– Wyjdę na dupka, jeśli powiem, że dobrze? – zaśmiałem się. – Mam chłopaka, mam przyjaciela, który udzielił mi wsparcia w trudnej chwili. Powiedzmy, że zyski wyrównały straty. Jest dobrze, Daniel.

Westchnął i zabrał rękę. Przetarł sobie twarz, jakby dopiero teraz poczuł ulgę po niebywale ciężkich chwilach. Nerwowość sprzed chwili zniknęła, ustępując miejsca potwornemu zmęczeniu.

– Tata się martwił.

– Pisałem mu o wszystkim na bieżąco. Mogę zadzwonić, jeśli to coś zmieni.

– Obawiam się, że na to już za późno.

– Jak to?

Zaprowadził mnie do auta zaparkowanego przy krawężniku. Wysiadła z niego najpierw Violet, wręcz wpadając na mnie z impetem. Zaśmiałem się i wyściskałem ją mocno. Skutecznie odwróciła moją uwagę od mężczyzny wysiadającego zza kierownicy. Serce mi zamarło, gdy tata stanął naprzeciwko mnie z troskliwym uśmiechem pełnym tęsknoty. Siostra ustąpiła miejsca, wiedząc, że tata nie widział mnie dłużej i chce się przywitać. Podszedłem do niego szybkim krokiem i objąłem mocno, a on stęknął ze śmiechem i poklepał mnie po plecach.

– Mój synek. Wyprzystojniałeś! – stwierdził, odsuwając się na długość ramion. – Czy to dziewiczy wąs?

– Tato! – jęknąłem.

Za moimi plecami rodzeństwo wybuchło gromkim śmiechem.

– Do dziewicy to mu daleko – skwitował Daniel.

Ojciec łypnął na niego, potem na mnie i pogroził mi palcem przed nosem.

– Toś mówiłem, żebyś ten serial z kolegą oglądał po przeciwnych stronach kanapy!

– Zamiast interesować się moim życiem seksualnym, wyjaśnij mi, co ty tu robisz?

Spoważniał. Mimiczne zmarszczki przy oczach dodawały mu lat. Przebarwienia na skórze mówiły o przebytej chorobie alkoholowej. Wszystko, co zdążyło mnie ominąć w raptem parę miesięcy. Lub taki był ze mnie kochający syn, że zwyczajnie o tych detalach zapomniałem.

– Martwiłem się. Przyjechałem podrzeć koty z waszą matką, zgarnąć cię do siebie. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że byłem już na lotnisku, gdy pisałeś mi o odwołaniu misji ratunkowej.

– Cholera, przepraszam. Nie chciałem aż tak cię martwić, żebyś wsiadał w najbliższy samolot i tu przylatywał.

– Nic się nie stało, mogłem was przynajmniej zobaczyć.

Spojrzał po naszej trójce, uśmiechając się przy tym z taką miłością, że przygniotła mnie do ziemi. Odzwyczaiłem się od rodzica, który patrzy na ciebie i cię widzi. Który interesuje się tobą, dba o twoje potrzeby i słucha tego, co do niego mówisz. Mama od tak dawna mnie ignorowała, chowała pod peleryną, że zwyczajnie straciłem poczucie bycia kochanym na taką skalę. Dlatego bez zastanowienia znów objąłem tatę. Jego głęboki śmiech rezonował w moim własnym ciele.

– Tęskniłem, tato.

– Ja za tobą też, synek.

– Może jedziemy coś zjeść? – zaproponował Daniel, podchodząc i klepiąc mnie po plecach. Odsunąłem się, spoglądając to na niego, to na siostrę, która trzymała się blisko nas.

– Dobry pomysł, umieram z głodu! Przy dobrym żarełku opowiesz mi, dlatego mam pozwolić ci mieszkać z chłopakiem.

– Tato, on nie jest moim chłopakiem, to przyjaciel – poprawiłem go szybko.

Jeszcze tego brakowało, żeby Ethan zawału dostał przez nazywanie go moim chłopakiem.

– Pewnie. Skoro tak wolicie do siebie mówić.

– To nie na moje nerwy – stęknąłem, patrząc w niebo. – Dobra, wsiadajcie, a ja pójdę się pożegnać z chłopakami. Zaraz wracam.

Pobiegłem do grających w najlepsze chłopaków. Ci na mój widok od razu wstrzymali grę i pozwolili kapitanowi ze mną porozmawiać. Cieszyłem się, że nie towarzyszył nam mój Shane, bo mielibyśmy problem. Ja bym go miał.

– Rodzinka? – zgadnął wesoło, choć był zasapany.

– Tata przyleciał, żeby mnie ratować.

Mina mu zrzedła. Spojrzał na samochód, jakby stanowił jego nowego przeciwnika, z którym musiał się zmierzyć, żebym został na dupie, gdzie jestem. W duchu się z tego śmiałem, w sercu po raz kolejny czułem rozlewające się ciepło.

– Zostaję – zapewniłem, dzięki czemu znów patrzył mi w oczy. – Tata chciał mieć pewność czy sobie radzę. Zjem z nim coś na mieście, wyjaśnię nowe okoliczności i w ten sposób go uspokoję.

– Jakbyś potrzebował mediatora, dzwoń – nakazał tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Dam mu taką listę argumentów przemawiających za pozostaniem tutaj, że już nigdy nawet się o ciebie nie zmartwi.

– Dzięki, będę pamiętał – zaśmiałem się z wdzięcznością. – Wrócę wieczorem.

– Spróbuj nie wrócić, to cię wygrzebię spod ziemi, czaisz?

– Tak jest, kapitanie – zasalutowałem.

– Oddelegować się – zarządził, wracając do chłopaków. – Ciśniemy, panowie! Kto przegra, ten stawia żarło!

– CO?! – krzyknął oburzony Percy. – Kurwa, mogłeś to powiedzieć, zanim zaczęliśmy przegrywać osiem do czternastu!

– Motywacja, stary. Motywacja! – kpił Jim.

– Weź mnie nie wkurwiaj...

Ze śmiechem wracałem do rodziny, wiedząc, że to Ethan wygra i z całą pewnością zostanie smacznie ugoszczony w fast foodzie na mieście. Wskoczyłem na miejsce pasażera z przodu, co odnotowałem jako małą uprzejmość rodzeństwa, bo to zwykle Daniel siedział z przodu. Dzięki temu mogłem rozmawiać z tatą, a rodzeństwo nam na to pozwalało.

Czas w restauracji, jaką wybrał mój brat, płynął zatrważająco szybko. Słuchałem opowieści rodzica z pracy jak zaczarowany, zresztą nie tylko ja. Tata miał coś w sobie, że każda historia w jego ustach brzmiała tak fantastycznie, nawet jeśli dotyczyła tylko gonienia złodzieja przez pół miasta na rowerze. Nie uniknąłem odpowiadania na pytania. Na szczęście darował już nazywanie Ethana chłopakiem, gdy dowiedział się, że prawdziwy chłopak nazywa się Shane.

– Zaczynam się niepokoić tylu chłopców się przy tobie kręci – drwił z udawaną troską.

– O nie, znowu zaczynacie temat orgii, litości!

Viola zakryła sobie uszy, podczas gdy my z ojcem wybuchliśmy śmiechem. Biedny Daniel nie miał o niczym pojęcia, więc jego bardziej zaniepokoiło słownictwo siostry. Musiała się już dowiedzieć, czym orgia była. Jak? Wolałem nie wnikać. Najważniejsze, że ojciec traktował nas równo i nie zapomniał wypytać o życie starszego syna czy najmłodszą pociechę. Przysłuchiwałem się ich słowom ze szczerym zaciekawieniem, plując sobie w brodę, jak sam mało o nich wiedziałem.

Daniel w przyszłym tygodniu podpisywał umowę z wynajemcą mieszkania, dostał etat w całkiem sporej firmie, gdzie przeniósł praktyki. To wyjaśniało, dlaczego ostatnimi czasy wcale nie musiałem go odbierać. Wyfruwał z gniazda. Zawsze myślałem, że wydarzy się to na moich oczach, na naszych zasadach. Tymczasem obaj coraz mniej mieliśmy dla siebie czasu, coraz mniej o sobie wiedzieliśmy. Czy taką cenę musiałem ponieść za przyjaźń Ethana?

Koło godziny siódmej wpakowaliśmy się do wynajętego auta ojca i ruszyliśmy w ostatnią podróż. Najpierw pod dom podrzucił Daniela i Violę. Byłem pewien, że widzę w kuchennym oknie twarz mamy, ale wolałem na nią nie patrzeć, gdy żegnałem się z rodzeństwem. Potem tata pojechał pod adres Ethana, całą drogę wypytując mnie jeszcze o niego, naszą relację i jej stopień. Typowe przesłuchanie zatroskanego rodzica, nie mogłem go za nie winić.

– Ładnie tu ma. I co, on tak sam to opłaca? – pytał, pochylając się nad kierownicą, co by lepiej dom wolnostojący dojrzeć.

– Z siostrą – przypomniałem cierpliwie. – W wakacje umówiliśmy się odpracować trochę kosztów utrzymania.

– Mogę ci coś przelać...

– Przestań – poprosiłem, klepiąc go po udzie. Spojrzał mi z troską w oczy. – Nie jestem dzieckiem, nie aż takim małym. Dam sobie radę. Skoro postanowiłem zostać, zrobię wszystko, żebym dał radę. Kończę szkołę, ostatnie miesiące i jakoś potem ogarnę swoje życie. Obiecuję, że będziesz mógł spać spokojnie.

– Synek, nigdy nie będę spał spokojnie – odparł z dozą sceptyzmu, gdy nakładał swoją spracowaną dłoń na moją. – Mam trójkę dzieci. Nawet na waszą starość będę się o was martwił. Rodzicem jest się całe życie, a nie do osiemnastki dzieciaków. To dobra troska, zdrowa, mówiąca o mojej miłości do was.

– Jestem z ciebie dumny, tato – wyznałem, przekrzywiając się na fotelu w jego stronę. Nie krył zaskoczenia moimi słowami. – Stanąłeś na nogi. Nie poddałeś się uzależnieniu, rozwijasz się w pracy.

– Nadal mieszkam ze współlokatorem – spostrzegł, co brzmiało jak wstydliwy sekret.

– Kogo to obchodzi? Przynajmniej nie jesteś samotny, wiem, że masz tam kogoś na miejscu.

Wzrok taty przesunął się w zaciekawieniu na coś za mną, więc odwróciłam się i zauważyłem Ethana. Podszedł do nas, zastukał w szybę, a gdy tata opuścił tę po mojej stronie, na usta przyjaciela wtargnął przyjazny uśmiech, zdobywający uwielbienie u każdego.

– Dzień dobry! – przywitał się. – Jestem Ethan Wander. Proszę się nie martwić o Aslana, będę jego głosem rozsądku.

– Witaj, chłopcze! – Tata jakoś nagle się ożywił. – Jesteś kapitanem, to prawda?

– E tam, szkolna reprezentacja to żadna reprezentacja – machnął ręką, nie chcąc się chwalić. – Ale powiem panu, że Aslan ratuje mi w tym roku dupsko. Można na nim polegać!

– Pewnie, że można! – rzucił z ogromnym zaangażowaniem. – W poprzedniej szkole nauczył się być kapitanem, bo ten ich poprzedni to oferma straszna była, prawie nie przychodził na mecze.

– Nie chcę tu być – stęknąłem, opadając boleśnie głową do tyłu.

– Byłeś kapitanem?! – zszokował się Ethan.

– Czemuś mu nie mówił? – pytał oskarżycielsko tata.

Jakimś cudem stałem – siedziałem – w ogniu pytań z dwóch stron bez możliwości ucieczki.

– Powiedziałem trenerowi.

– Pogadam sobie z nim – ostrzegł śmiertelnie poważnie, żeby zaraz znów się wyszczerzyć do mojego ojca. – Naprawdę miły z pana facet. Może chce pan napić się kawy? Zaproponowałbym piwo, ale prowadzi pan.

– Rozważny chłopak, trzymaj się go – nakazał mi.

– Tato, on nie jest moim chłopakiem.

– Powiedziałem ogólnie. Skoro o chłopakach mowa, mógłbym go przed wyjazdem poznać?

– Ethan? – uśmiechnąłem się do rozbawionego przyjaciela.

– Co tam, lewku?

– Zamorduję cię.

– O, też cię kocham, bracie!

Nie grzecznie byłoby odmówić tacie wejścia do miejsca, gdzie jego syn miał od teraz zamieszkać na bliżej nieokreślony czas. Zwłaszcza że zaprosił go sam gospodarz, podając najlepszą kawę i świeże ciasteczka. Nie było ich rano, byłem tego pewien. Cwaniak kupił je wcześniej z nadzieją, że wpadnie na mojego ojca i będzie mógł mu oficjalnie się przedstawić. Tudzież udowodnić, że jestem w dobrych rękach. Dziękowałem mu za to w duchu, bo tata rzeczywiście im dłużej z nim rozmawiał, tym tracił zahamowania. Mówił swoim bardzo charakterystycznym żargonem, podczepiał Ethana pod durne żarty ze mną związane i generalnie już go wpisał w drzewko genealogiczne gdzieś między mną a Danielem.

Z tego, co zaobserwowałem, Ethanowi ani trochę zażyłość taty nie przeszkadzała. Podłapywał temat, nierzadko dorzucając własnym kąśliwym żartem. Wszystko ze smakiem. Wszystko niesamowicie naturalne, jakby znali się od lat, nie od parudziesięciu minut.

Napisałem do Shane’a, czy chciałby poznać mojego tatę przed wyjazdem, gdyż ten wykazuje takowe chęci. Najpierw odpowiedziała mi cisza mimo odczytanej wiadomości. Potem po paru minutach przyszła odpowiedź twierdząca. Z zaskoczeniem poinformowałem o tym pozostałych.

– Oho, pan go dobrze przetrzepie – zalecił Ethan, nie odpuszczając nawiązania do zawodu taty.

– Czemuż to?

– Potencjalnie będzie zięciem, trzeba wiedzieć, kto wchodzi do rodziny.

– Racja!

– Dom wariatów – szepnąłem pod nosem.

Pukanie do drzwi nakazywało mi otworzyć, dlatego zostawiłem zaciekle szepczących za sobą chłopów i ruszyłem ku miłości życia – duża dawka drwiny, wybaczcie. Shane prezentował się najbardziej wizytowo, jak mógł. Czyste bez ani paproszka czarne spodnie, luźna biała koszulka puszczona na nie oraz całkiem ładna skórzana kurtka. Włosy widać było, że przeczesał, nim przyszedł, a powiew wiatru wywołany nagłym otwarciem drzwi przywiódł mi pod nos zapach mięty. Musiał żuć gumę.

– Hej – przywitałem się pierwszy, podczas gdy mój chłopak przestąpił nerwowo z nogi na nogę.

– Hej.

– Wchodź.

Zaprosiłem go do środka, więc dość niepewnie wszedł. Nie chciał tu być, ale nie wiedziałem jeszcze, czemu nie odmówił. Przecież byliśmy ze sobą na tyle krótko, że miał pełne prawo do tego. Przedstawianie rodzicom partnera to raczej dość późny etap relacji, który nie wiedzieć kiedy przeskoczyliśmy i znaleźliśmy się w miejscu, w którym czekała go konfrontacja z moim ojcem.

– Nie jest zły – pocieszałem go cicho, zanim weszliśmy do salonu.

Shane stanął na palcach, całując mnie mocno w usta. Krótko niestety. Rozłączył nasze usta z cichym mlaśnięciem, oblizał wargi, pokiwał głową i poprawił spodnie, naciągając je wyżej. Gotował się do sprostania roli mojego chłopaka. Jakie to było cholernie urocze!

Po pozbyciu się butów weszliśmy do paszczy lwa.

Tata jak rasowy surowy rodzic mierzył go wzrokiem bez choćby cienia sympatii, podczas gdy Ethan robił wszystko, by nie wybuchnąć śmiechem, siedząc za jego plecami. Shane tymczasem ze zdenerwowania to zaplatał dłonie ze sobą, to je rozplatał i coś poprawiał.

– Poznaj Shane’a. Shane, poznaj mojego tatę, który wcale nie robi sobie z ciebie jaj, ale mógłby przestać, gdyby robił – wycedziłem, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.

W końcu odchrząknął i wstał, by uścisnąć dłoń Collinsa oraz żeby łaskawie uraczyć go swawolnym uśmiechem.

– Spokojnie, chłopcze. Ja nie gryzę!

– Miło pana poznać.

– Siadajcie, siadajcie – zachęcał Ethan, samem wstając. – Muszę ogarnąć rozprawkę, więc pogadajcie sobie. Tylko grzecznie! – poprosił, znikając za rogiem.

Usiedliśmy we trójkę. Shane zestresowany, tata rozbawiony, a ja pragnący, by opatrzność nad nami czuwała. Dlaczego przedstawianie partnerów rodzicom było takie niekomfortowe?

Gorzej zrobiło się w chwili, gdy Collins został zasypany gradem pytań tak standardowych, że mógł nie zdać. Czym się interesujesz, kim chcesz zostać, masz kłopoty z prawem, zażywasz jakieś używki, traktujesz mojego syna poważnie...

– Tato, jesteśmy razem od paru dni! – jęknąłem. – Kazałeś mi go przedstawić, przedstawiłem. Możemy skończyć farsę i przestać go straszyć, bo twój syn będzie kawalerem do śmierci?

– Nie kuś – ostrzegł, jakby wizja bycia kawalerem naprawdę miała go uspokoić.

Ku zdziwieniu nas obu, Shane nagle zaczął się śmiać. Ramiona mu opadły, sztywność i nerwowość nagle gdzieś wyparowały. Patrzył na nas z czymś nowym, lżejszym.

– Jest pan dokładnie taki, jakiego sobie wyobrażałem. Aslan ma szczęście być pana synem.

– Podlizuje mi się? – spytał mnie cicho niby konspiracyjnie. Dodał, jeszcze bardziej ściszając głos: – Bo to działa! – Odchrząknął i poklepał Shane’a po plecach. – Jak będziecie razem rok, wtedy pozwolę ci mówić do mnie tato.

Wydałem z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, czując szalejący mi na twarzy zdradliwy rumieniec. Schowałem twarz w dłoniach, chcąc zapaść się pod ziemię, nawet jeśli mojego chłopaka słowa taty bawiły.

– Powinienem już zbierać na pierścionek dla niego?

– Naturalnie, chłopcze! Ceny z roku na rok rosną, trzeba być zabezpieczonym! A skoro o zabezpieczeniach mowa-

– Nie, dość! – krzyknąłem, grożąc mu palcem. – Nawet się nie waż! Zaknebluję cię, wsadzę w najbliższy samolot i wyślę do domu, jeśli nie przestaniesz!

Wybuchli śmiechem, znałem powód. Paliłem cegłę z zawstydzenia, a ci się z tego cieszyli! Ewidentnie dumni z siebie zawierali sojusz.

Wiecie, wtedy był to naprawdę żenujący moment, tata nigdy nie strzępił języka na durne teksty. Wkupywał się w łaski moich znajomych niczym kameleon dopasowujący się do każdego czasu i miejsca. Mimo wieku starał się nadążać za młodzieżą, nie przytłaczać ich swoim przestarzałym poglądem. Może właśnie dlatego Shane się tak przy nim wyluzował. Może zrozumiał, że naszych ojców dzieli przepaść w charakterach.

– Zazdroszczę ci go – wyszeptał w ciemność pokoju, gdy leżeliśmy i przysypialiśmy.

Pogładziłem go czule po plecach skrytych materiałem bluzki, w której do nas przyszedł.

– Mówił poważnie – zapewniłem równie cicho, wręcz na pograniczu snu. Po chwili dodałem: – Wpisze cię do rodziny, jeśli zostaniesz w moim życiu.

– Ethana też? – zaciekawił się ze słabo skrywanym rozbawieniem.

Kąciki moich ust same się uniosły, choć oczy pozostawały błogo zamknięte.

– Wpisał go gdzieś między mnie a Daniela, więc tak. Mam dwóch braci.

– Dziękuję, Ally.

– Za co?

W końcu musiałem otworzyć oczy i przechylić głowę na prawo, gdzie na piersi leżała głowa chłopaka. Uniosłem rękę wyżej, by musnąć mu skroń.

– Myślałem, że twoje pojawienie się w moim życiu będzie jednym wielkim problemem. Tymczasem ratujesz mnie z każdej opresji. Dajesz chęci do wytrzymania tego wszystkiego. Tylko do końca roku, Aslan. Daj mi tyle czasu, a wtedy na pewno będzie łatwiej.

Oparł brodę na mojej piersi, patrząc mi w ciemnościach nocy w oczy. Wiedziałem, o co prosił. Czego oczekiwał? Mieliśmy ukrywać naszą relację jeszcze parę miesięcy, aż... no właśnie, aż co? Nabierze odwagi wyjść przed ludzi jako gej? Aż zerwie kontakty z kumplami, choć Ethan udowodnił mu, że nie wszyscy są tak źli, za jakich ich brał? Co miało się wtedy wydarzyć, nie licząc naszego rozejścia się w osobne kierunki studiów?

– Ally? – zawołał, gdy zbyt długo milczałem.

– W porządku.

Noc i słaba widoczność ułatwiały skrywanie prawdy. Bolało mnie życie w kłamstwie. Bolała myśl o niemożności złapania swojego chłopaka za dłoń w miejscu publicznym. Bolało rozmawianie o kobietach, gdy wcale nie interesowały mnie pod tym względem co reszty. W poprzedniej szkole niczego się nie wstydziłem. Ludzie mogli poznać prawdziwego mnie. Tutaj szansę miał na to jedynie Ethan, no i Shane.

Shane nie mógł zostać na noc, to narodziłoby pytania w jego domu, dlatego też wyszedł, zanim wybiła jedenasta. Dopiero wtedy odbyłem krótką toaletę przed spaniem i runąłem na łóżku jak długi. Delektowałem się zapachem swojego chłopaka, pozostawionym na poszewce i tak utulony do snu, odpłynąłem w ekspresowym tempie.

Rano obudził mnie chamski budzik, przez który miałem ochotę rzucić telefonem za okno. Przetarłem twarz dłonią, gdy szedłem się odlać i umyć zęby. Najgorszy koszmar jednak czekał na mnie w odbiciu lustra, gdzie dostrzegłem ciemne odrosty. Biel z czarnym nie komponowały się dla mnie super. Kochałem swoje białe włosy, a biel nie stała obok czerni. Musiałem odwiedzić fryzjera i to jak najszybciej.

Wychodząc z łazienki, wpadłem – dosłownie – na wyższą ode mnie dziewczynę. Od razu domyśliłem się, że mam do czynienia z Jane, siostrą Ethana.

– Przepraszam! – kajałem się.

Dziewczyna pomasowała obolałe ramię, w które oberwała drzwiami i łypnęła na mnie. Szybko jednak wyraz jej twarzy zmienił się na sympatyczny, gdy zrozumiała, że to nie brat ją zdzielił.

– Ach, Aslan! Cóż za osobliwe powitanie – zaśmiała się.

– Zamyśliłem się i zapomniałem, że drzwi otwiera się powoli, a nie z impetem. Nic ci nie jest?

– Nie, wyluzuj – zapewniała, machnąwszy ręką. – Ethan robił mi gorsze rzeczy, gdy kradłam mu konsolę.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Sam z młodszą siostrą lubiłem sobie pogrywać, nie sposób się dziwić Ethanowi. Poza tym, jak tak na nią patrzyłem, widziałem masę podobieństw do brata. Od pieprzyka nad lewą brwią po ten sam ciemny odcień włosów. W kwestii wzrostu musieli mieć jakichś gigantów w rodzinie, bo choć sam do najniższych nie należałem, zarówno ona, jak i Ethan przebijali mnie o głowę lub pół. Mógłbym przysiąc, że nawet kolor oczu mieli jednakowy.

– Ethan uprzedzał, że jesteś gejem i prosił, bym powiedziała ci, że nie mam nic przeciwko. Nie mam nic przeciwko – powiedziała, puszczając mi oczko. – I nie gniewaj się na niego, że mi powiedział. Uznał, że się tego nie wstydzisz, a skoro mieszkamy razem, dobrze by było, żebyś nie czuł się przy mnie niepewnie. Git?

– Git, jak najbardziej. Dzięki.

– Super. To ja spadam. Wracam za tydzień. Nie rozwalcie domu!

Szła w stronę schodów z walizeczką, co jak na kobietę naprawdę uznawałem za godne podziwu. Zmieścić w taki mały bagaż na tydzień?! Szał. Niemniej cieszyłem się, że Ethan pogadał z siostrą. Rzeczywiście to ułatwiało sprawę i pozbywało się potencjalnych kwasów w przyszłości. Moja orientacja to nie tabu, a przynajmniej nie była nim, dopóki nie poznałem Shane’a.

Z westchnieniem zszedłem do kuchni. Jane wyszła, a że w pobliżu nie widziałem jej brata, postanowiłem zajrzeć do lodówki. Wyciągnąłem składniki na jajecznicę z bekonem i zabrałem się od razu do jej przygotowania. Wrzuciłem też chleb do tostera, żeby zrobić pyszne i chrupiące grzanki – jeśli Ethan ich nie lubił, to ja zjem – i tylko czekałem, aż zapachy obudzą tego sportowego żarłoka. Tak zrobiły, gdy jajko z patelni przekładałem do drugiej miski. Zaspany oraz potargany na włosach Ethan opadł ciężko na krzesło, jakby poruszał się przez sen. Ziewnął szeroko, gdy kładłem mu pod nosem miseczkę z jedzeniem. Powęszył w powietrzu, wyszczerzył się aż miło i nabrał pierwszy kęs na widelec.

– Kurwa, stary. Gdybym wiedział, że tak dobrze gotujesz, mieszkałbyś u mnie od początku roku szkolnego! – rozpływał się nad kremową jajecznicą.

– Smacznego.

– Smaczne jest jak diabli! A właśnie, za pamięci, co robisz po zajęciach? – pytał, wskazując mnie widelcem.

– Raczej nic, a co?

– Mam ochotę zorganizować wycieczkę rowerową. Rzygam już siłownią, jeszcze godzina siedzenia w klimatyzowanej siłowni i dostanę furii. Czas wzmocnić trochę nogi i to na świeżym powietrzu! Piszesz się?

– Pewnie! Tylko nie mam roweru...

– Mam ze dwa w piwnicy. Nie patrz tak na mnie, Conant – ostrzegł, gdy zaczynałem się podśmiewać. – Mam słabość do rowerów.

– Widać.

– Aha, co to miało znaczyć?

– Przyjąłeś pod dach pedała, w porywach do dwóch, gdy sprowadzi sobie parę.

– Ja pierdolę – przeklął, zaczynając się głośno śmiać.

Mój suchy żart tak go bawił, że przez najbliższe parę minut nie mógł nabrać jedzenia do buzi. Śmiech ten zaś był zaraźliwy, bo po chwili sam chichotałem jak wariat.

Wycieczka rowerowa to coś bardzo w moim stylu. Przebywanie na świeżym powietrzu zawsze napełniało mnie nową energią, a jeszcze w towarzystwie? Mógłbym jeździć nawet cały dzień!

─── ⋆⋅☆⋅⋆ ───

Kończyłem zajęcia, mając z tyłu głowy powrót do domu z Collinsem. Pamiętając, jak potoczyła się nasza rozmowa nocą, chciałem za dnia pokazać trochę więcej prawdy. Chyba zachęciła mnie do tego Jane. Fakt, że w nowym domu nie musiałem się wcale ukrywać. Mogłem emanować seksualnością, wadami i lenistwem, a żadne z rodzeństwa nie patrzyłoby na mnie krzywo. Chciałbym, aby Shane to zrozumiał. Zrozumiał moją potrzebę bycia sobą. Nadal chciałem zaczekać wedle obietnicy, ale nie zmieniało to faktu, że musiał znać moje potrzeby w tym wszystkim, bo na razie, dostosowywałem się jedynie do jego.

Z racji, że kończyłem szybciej, czekałem na Shane’a w naszym sekretnym miejscu, które wcale nie było sekretne. Caroline chyba wieki temu domyśliła się, że za jej plecami mamy ciche schadzki zakochanych, bo nigdy nie prawiła nam kazań, gdy zamiast czytać w ciszy, rozmawiamy. Gdy zamiast siedzieć przy stoliku, siedzimy pod regałem objęci. Święta ziemia, na którą bezmózgowce nie wkroczą. Miałem taką nadzieję.

Collins odnalazł mnie, skradając się po cichu i składając całusa na policzku. Spojrzałem na niego poprzez uniesienie wzroku znad czytanego tekstu i niechętnie wyjąłem słuchawkę bezprzewodową z ucha. Ułożyłem usta w dzióbek, co było jednoznacznym sygnałem, który na szczęście potrafił bezbłędnie odczytać. Pochylił się i leniwie pocałował mnie w usta.

– Cześć, przystojniaku – przywitał się, mimo iż tego dnia się już widzieliśmy tak z pięć razy.

– Cześć, mój chłopaku.

Niechętnie zbierałem się z miejsca, w którym nie dość, że przyjemnie mi się siedziało i czytało, to jeszcze prawie zasypiałem od zapachu książek i kojącego dźwięku deszczu w słuchawkach.

– Pogadałem sobie dziś z Ethanem – zaczął tajemniczo.

– Aż się boję o czym.

– Tylko o nocowaniu... potencjalnym... dzisiejszym – wymieniał powolnie, chcąc zbudować napięcie.

Cholernie mu się udało, bo stałem oniemiały. Podobało mu się wprawienie mnie w ten stan, o czym świadczył szeroki uśmiech.

– Zostajesz na noc? – upewniałem się, nie mogąc uwierzyć własnym uszom, z których przecież już wyjąłem słuchawki.

– Tylko jeśli mój chłopak chce.

– Twój chłopak chce wiele rzeczy od ciebie, nocowanie jest na szczycie tej listy.

Jeszcze zanim opuściliśmy bibliotekę, chwyciliśmy się za ręce bez wstydu przed bibliotekarką, życzącą nam miłego dnia. Jeśli czegoś po skończeniu szkoły miało mi brakować, to zdecydowanie tej kobiety. Na korytarzu już się rozdzieliliśmy z inicjatywy Shane’a, oczywiście, co zabolało mocniej, niż się spodziewałem. Nawet jeśli wiedziałem, że nie wstydzi się mnie i nie ukrywa nas z tego powodu, to jakoś i tak czułem się źle. Gość nie zasługuje na pokazywanie się z nim publicznie. Kolega? Spoko. Chłopak? Niekoniecznie.

– Coś nie tak? – spytał, widząc moją minę po wspięciu się po schodach na parter szkoły.

– Po staremu.

Nie wiedział, że za tymi słowami skrywa się stara zadra, mimo iż czegoś się doszukiwał. Chciałem z nim pogadać, ale dopiero w domowym zaciszu. Bez niepowołanych uszu, bez ryzyka nakrycia. Jeszcze chwila i miałem podjąć próbę, od której zależało wszystko.




~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty