Wyzwolenie z kłamstwa Cz.13 KONIEC
Jakiś czas później.
Od
wielkiego wejścia smoka wszystko się zmieniło i to nie tylko w życiu Shane’a
Collinsa, ale także moim. Na przykład? Rozpocząłem pracę zdalną dla jakiejś
agencji reklamowej. Nie robiłem tam nic skomplikowanego, po prostu siedziałem
zakopany we wnioskach, segregując je na parę stosików. Dostawałem za to
dostatecznie wiele kasy, by móc wyjść z chłopakiem do kina czy sporadycznie
wyskoczyć z propozycją zapłacenia rachunku za coś. Niezależność finansowa
pozwoliła mi spokojniej funkcjonować, nie kolidując przy okazji z życiem
szkolnym i sportowym. Co do tego ostatniego to było o co walczyć. Wygrane
zawody wyłoniły wśród naszej drużyny parę talentów, które wierząc łowcom,
nadawały się na prestiżowe uczelnie. Razem z Ethanem dostaliśmy zielone światło
na wspólną uczelnię, więc nie zwlekaliśmy i od razu złożyliśmy papiery.
Nigdy
bym nie przypuszczał, że pójdę w sport zawodowo! Niemniej taki obrót spraw mnie
cieszył, żebyście sobie nie myśleli. Shane także złożył papiery na parę
uniwersytetów, w tym także na jakiś blisko mnie. Nasz związek prężnie się
rozwijał i trwał, jakby jutra miało nie być. Nasi znajomi tak przywykli do nas
jako pary, że przestali zwracać uwagę na okazywane sobie przez nas czułości.
Nawet sceptyczny Jim stracił całkowicie opory przeciw kolegom gejom.
Oczywiście
najpierw Shane musiał naprostować sprawę z Angelą, która – jak się okazało –
była aromantyczna i odpoczywała w związku z Collinsem. Nikt nie zawracał jej
głowy amorami, ona sama nie musiała przejmować się byciem singielką. Na
szczęście oboje doszli do wniosku, że pora to skończyć i wyjaśnić przyjaciołom
prawdziwość ich relacji. Dzięki temu nikt więcej się na Shane’a nie boczył,
nawet jeśli nie wszyscy byli zachwyceni z niewtajemniczenia ich w to od
początku. Czy im się dziwiłem? Nie. Znali go dużo dłużej ode mnie, mieli prawo
poczuć się oszukani.
Przegrzebywałem
szafę w poszukiwaniu zaginionej w tajemniczych okolicznościach mojej znoszonej
koszulki, kurwiłem pod nosem na jej brak. Głosik w głowie podpowiadał mi, że
koszulka sama nóg nie dostała, co prędzej wylądowała na ciele z nogami, co to
wyniosły ją z domu i nie zwróciły. Moje ciuchy znikały, Shane’a magicznie się
pojawiały. Nosił moje bluzki jak swoje, niejako zmuszając mnie do tego samego.
Problem był tego taki, że byłem od niego większy i te jego koszulki nie
wyglądały na mnie tak zajebiście, jak moje na nim.
Z
westchnieniem zamknąłem drzwi, poddając się w poszukiwaniach. Podszedłem do
biurka, skąd pochwyciłem telefon, żeby odczytać nową wiadomość sprzed paru
minut.
Od: Emily
Dojeżdżamy.
Jedno
słowo wywróciło mi wnętrzności na drugą stronę. Jakoś tak stresowałem się
spotkać swoich starych przyjaciół, którzy mniej niż bardziej brali udział w
moim życiu przez ostatnie parę miesięcy. Z racji zdanych egzaminów postanowili
mnie odwiedzić, a ja jeszcze nie byłem pewien, czy się z tego powodu cieszyć.
Zszedłem
na dół, gdzie zastał mnie widok Shane’a i Ethana na kanapie, zajadających się
popcornem do ostatniego sezonu Stranger
Things, który widzieliśmy już tak z dwa razy.
–
Dostawa! – krzyczała Christa, wybiegając z kuchni ze świeżą paczką popcornu.
Ona
też kradła ubrania Ethana, bo właśnie miała na sobie przydługą szarą koszulkę.
Wgramoliła się między chłopaków, wysypując z paczki zawartość wprost do
pustoszejącej miski.
–
Kotek, chodź do nas – zaprosił Shane z wystawioną dłonią.
–
Nie mogę, umówiłem się – odmówiłem, przysiadając na podłokietniku wolnego
fotela.
Trzy
pary oczu spojrzały na mnie jak na kosmitę. Nic w tym dziwnego, skoro najlepsi
przyjaciele siedzieli przede mną, a gdybym umówił się z którymś z chłopaków,
Ethan i Shane by o tym wiedzieli. Ethan aż zatrzymał lecący odcinek, byle
zrozumieć, czy się nie przesłyszał.
–
Z rodziną?
–
Nie. Ze starymi znajomymi – odparłem, spoglądając na Shane’a. – I moim byłym.
–
O w dupę – przeklęła Christa, wpychając sobie do ust garść popcornu.
–
Byłym? – powtórzył zaskoczony.
–
Josha. Przyleciał z Emily na spotkanie, żebyśmy zrobili sobie mały update co u
nas słychać.
–
Okej.
–
Mówię ci o tym, bo to zaproszenie. Możesz iść ze mną, jeśli czujesz się z tym
komfortowo.
–
A możemy wszyscy? – spytała Christa, szokując Ethana.
–
E, skarbie?
–
Cicho, zadałam pytanie – odgoniła go gestem dłoni. Posłusznie opadł na oparcie
kanapy.
–
W sumie... Jasne.
Ta
trójka cudownych ludzi była dowodem na to, że radziłem sobie w życiu i mogłem
poznać w nim osoby, które chciały zostać na dłużej. Ethan robił wszystko, by w
nowym mieście nadal dzielić ze mną przestrzeń mieszkalną, Christa przychodziła
nieproszona na ploteczki co u mnie
słychać. Shane zaś był moim wiernym chłopakiem, częściej nocującym w moim
domu niż swoim. Nic dziwnego, skoro jego matka pracowała, siostra wróciła do
uczenia się, a on wolał przebywać wszędzie indziej, niż w obcym domu, do
którego nie chciał się przywiązywać. Zaakceptowano nasz związek. Nawet Daniel
polubił Shane’a.
–
Dobra, zbieramy się! – krzyknęła, odstawiając miskę na stolik i biegnąc po
schodach się przebrać.
Napisałem
szybkiego esemesa do Emily o zmianach liczebności, ale, tak jak się
spodziewałem, nie miała nic przeciwko temu. Wiedziałem, że na chwilę i tak będę
musiał się od nich odłączyć, by pogadać z Joshem o stanie zdrowia jego chorej
matki. Nie mówiłem wam o tym wcześniej, bo nie chciałem wszystkiego zdradzać na
start, ale nie było z nią najlepiej. Na tamtym etapie historii nie widziałem,
czy dane mi będzie się z nim jeszcze spotkać, więc miałem to gdzieś. Z czasem
sytuacja się zmieniła, a ja przestałem być taki krótkowzroczny. Współczułem
Joshowi nie tylko chorej matki, ale też tego, jak niszczył swoje życie ze względu
na jej chorobę. Tego nie potrafiłem zaakceptować i wiem, że ona niejako także.
–
Na pewno chcesz? – spytał cicho Shane, niedbale splatając nasze palce ze sobą.
–
Tak, psychicznie chyba poczuję się lepiej z wami.
–
Mówiłeś, że rozstaliście się w zgodzie i to nie było nic poważnego.
–
Bo to prawda – zapewniłem. – Josh i ja przyjaźniliśmy się na krótko przed
chodzeniem. Chcieliśmy spróbować w związku, ale było trochę dziwnie, gdy twój
kumpel wkłada ci język do ust. Myślę, że zerwanie było nieuniknione, dlatego
przyszło nam ono tak łatwo.
Skinął
głową na znak zrozumienia, by zaraz się we mnie wtulić. Pocałowałem go w czubek
głowy.
–
Kocham cię. Nie przeszkadza mi, gdy wkładasz język i inne części ciała we mnie.
Odepchnąłem
go ze śmiechem.
–
Świntuch!
–
Czy ja chcę wiedzieć? Głupie pytanie. Nie – powiedział Ethan, zjawiając się
przy nas i wsuwając na bose stopy buty.
Całą
czwórką ruszyliśmy na piechotę do pobliskiego parku, gdzie umówiłem się z
przyjaciółmi. Serce waliło mi głucho w piersi, bo już lada moment miałem
spotkać pierwszych ludzi, którzy pozwolili mi nazywać siebie przyjaciółmi. Po
latach wysłuchiwania wyzwisk, śmiechów za plecami. Oni okazali mi ciepło,
jakiego brakowało mi od maleńkości.
Pierwszą
zauważyłem Emily. Jej rozpuszczone, długie brązowe włosy wichrzył wiatr, wzrok
skupiała na ekranie telefonu przed twarzą. Długie krwistoczerwone szpony na
końcu palców mnie przerażały, ale co bardziej mnie zaskoczyło, to jej figura.
Jeśli dobrze pamiętałem, jeszcze rok temu chciała być modelką. Z tymi boczkami
marne na to szanse – nawet jeśli dla mnie nadal wyglądała świetnie.
–
Poczekajcie, przywitam się z nią – poprosiłem ich.
Zgodzili
się bez oporów. Sądziłem, że jeśli najpierw zobaczy mnie, łatwiej będzie jej
zapoznać się z resztą. Dlatego właśnie zostawiłem przyjaciół parę kroków za
sobą, żeby móc podejść do Emily i uśmiechnąć się ciepło.
–
Halo, halo, ziemia do Emily! – zawołałem, stojąc dosłownie krok przed nią.
Uniosła
szybko głowę, nie kryjąc zaskoczenia, które szybko zmieniło się w szczerą radość,
gdy do mnie doskoczyła i objęła ciasno ramionami.
–
Boże, jak ja tęskniłam za tymi kudłami!
–
Pewnie, za włosami tęskniła, a za ich posiadaczem to już nie – udawałem
urażonego.
Odsunęła
się ode mnie ze śmiechem, czochrając i tak nieułożone białe włosy. Zielone oczy
aż skrzyły się od radości.
–
Za tobą też.
–
Gdzie Josh? – spytałem, rozglądając się za jej plecami.
–
Poszedł po kawę. Nie wiedzieliśmy, ile przyjdzie nam zaczekać – odparła,
wzruszając ramieniem. – Pewnie niedługo wróci.
–
Okej, no to jednak zrobimy to trochę nie po kolei – zmieszałem się i podrapałem
po karku. – Chcę ci przedstawić moich przyjaciół i chłopaka, jeśli nie masz nic
przeciwko.
–
Och... – wydała się zaskoczona. – Nie no, pewnie. Pisałeś o nich.
Od
razu spojrzała w bok, gdzie czaiła się grupka, z którą przyszedłem. Machnąłem
do nich, więc odważyli się podejść. Ethan z naturalnością przywdział na usta
przyjazny uśmiech, Christa dużo ostrożniej mierzyła cycatą konkurentkę w białej
bokserce i krótkich szorach co to dół pośladków było widać, a Shane na pełnej
pewności siebie stanął przy mnie.
–
Emily, proszę poznaj mojego najlepszego przyjaciela Ethana, jego dziewczynę i
moją przyjaciółkę Christę oraz mojego cudownego chłopaka Shane’a. Ludzie, to
Emily Winters, jest bardzo ekstrawertyczna.
–
Miło mi was poznać – zapewniła, szeroko się uśmiechając.
–
Ciebie również! – odezwał się Ethan, a Christa spiorunowała go spojrzeniem za
taką euforię. – No co?
–
Kutasiarzu, jak możesz patrzeć w cycki innej, gdy pół roku temu powiedziałeś,
że jestem twoją muzą?
–
Czym?! – zaśmiałem się w głos. Ethan spalił buraka.
–
Skarbie, co ty wygadujesz...
–
Hej, spokojnie – poprosiła spanikowana Emily. – Jestem w związku, szczęśliwym
nawet. Mieszkamy razem i inne takie. Ma na imię Chris i zaczynam żałować, że go
tu nie ma.
–
O – Christa jak na zawołanie opuściła mury obronne i podeszła do niej bliżej. –
No i widzisz, dobrze zrobiłaś, że przyjechałaś bez niego. Mój męski imiennik by
tu nie pasował.
–
Tak? – pytająco spojrzała na mnie, jakbym to ja miał jej odpowiedzieć.
–
Oczywiście! Nam, dziewczynom, potrzeba czasu bez chłopów, żeby zdążyli
zatęsknić i przypomnieć sobie, kto jest ich muzą
– to mówiąc, znów zmierzyła Ethana ciężkim spojrzeniem.
–
Już żałuję, że nie odmówiłem – marudził pod nosem.
–
Wydajecie się taką zgraną grupą – stwierdziła ze śmiechem Emily, totalnie mnie
nie zawodząc. Dopasowała się do nich, po początkowej tremie nie było już śladu.
Razem
w piątkę przycupnęliśmy nieopodal fontanny, skąd Josh mógł nas łatwo dostrzec.
Stresowałem się tym spotkaniem coraz bardziej, bo mimo wszystko Josh był moim
pierwszym, był tym, który widział mnie w najwstydliwszych momentach. Wspierał
mnie, a ja czasem nie potrafiłem ugryźć się w język i doprowadzałem do tarć.
–
Aslan? – zawołała mnie nagle Emily, więc spojrzałem na nią.
Siedziała
przy jednym moim boku, podczas gdy Shane przy drugim. Chciałem trzymać go za
rękę, zapewniać, że o nim pamiętam i jest ważny. Choć może sam siebie
oszukiwałem i to on pocieszał mnie.
–
Josh będzie chciał z tobą pogadać. Pozwolisz wam na to?
Wiedziałem,
że to nie pytanie a prośba. Emily troszczyła się o niego jak o własnego brata.
Stawała po jego stronie, gdy mi odbijało. Rozmowa zaś to nic innego jak bycie z
nim sam na sam, bo tego potrzebował. Swoich uczuć byłem pewien, ale z
nieznanego mi powodu spotkać go na osobności nie chciałem. Mimo to
odpowiedziałem:
–
Jasne.
Paręnaście
minut później miałem okazję słowa dotrzymać, bo Josh zaszedł nas od tyłu.
Trzymał w dłoni kawę dla Emily i podał jej ją bez pardonu. Spojrzał po
wszystkich, przywitał się, a ja zdążyłem zapomnieć, jaki głęboki miał głos.
–
Coś mi się liczebnie nie zgadzało i gdyby nie wiadomość od Em, pewnie nie
podszedłbym – zaśmiał się. – Jestem Josh.
–
Ethan, jego współlokator – wskazał na mnie.
–
Christa, dziewczyna tego cymbała.
Shane
się nie odezwał, mimo iż Josh na niego spojrzał. O Boże, ale to było
niekomfortowe! Musiałem odezwać się zatem ja.
–
To Shane, mój chłopak.
–
Miło mi was wszystkich poznać. Super widzieć, że Aslan zdobył tylu nowych
przyjaciół – odezwał się, nie brzmiąc nawet przez chwilę na nieszczerego. Upił
łyk kawy, nie zamierzając siadać.
–
Ej, przecież byłeś kapitanem – rzucił Ethan, wychylając się. – Nie miałeś
powodzenia?
–
Z moim wyglądem i imieniem? Nie bardzo – odparłem, krzywiąc się.
–
Ta, większość w naszej szkole to były prawdziwe dupki – dopowiedział Josh. –
Nie kłamie.
–
Dobrze, że to już za nim! – powiedziała głośno Emily. – Może idźcie pogadać, a
ja zabawię twoich przyjaciół swą jakże prostą osobą? – sugestywnie szturchnęła
mnie łokciem.
–
Idź, idź – poparł ją Shane.
Dobrze,
że przeprowadziłem z nim tę rozmowę, zanim tutaj przyszliśmy. Dzięki temu
łatwiej było mi dźwignąć się z ławki i podejść do Josha. Dawniej pewnie by mnie
przytulił, ale ze względu na Shane’a darował to sobie.
–
Zwrócę wam go za parę minut – obiecał.
Ruszyliśmy
razem niespiesznie chodnikiem, nie racząc się do siebie odezwać. Było
niezręcznie, ciężko. Krótkie i nieliczne wiadomości, jakie ze sobą do tego
czasu wymieniliśmy, nie zawierały niczego, o co moglibyśmy zahaczyć w rozmowie.
Zwykłe co tam, jak tam. Spoko. Ok, to hej.
Niewiele
się zmienił od tamtego czasu. Nie przybrał na masie – może nawet schudł – nie
zmienił fryzury ani stylu ubierania się. Zatrzymał się w miejscu ze względu na
mamę.
Właśnie!
–
Co u twojej mamy? – spytałem z nadzieją na dobry start rozmowy.
–
Lepiej, dziękuję – posłał mi mały uśmiech. – Udało jej się zwalczyć chorobę,
ale lekarze i tak ją monitorują, gdyby były przerzuty.
–
Trzymasz się?
–
Jak widać – rzucił wymijająco, a ja nie kupiłem tego słabego uśmieszku.
Spojrzał na trzymaną w ręku kawę. – Przepraszam, że mało pisałem.
–
Miałeś swoje na głowie, ja zresztą też – usprawiedliwiałem go.
–
Co, nowy fagas mamuśki przytłacza?
–
Nie mieszkam z nimi.
Spojrzał
na mnie zaszokowany tym odkryciem, najwidoczniej spodziewając się, że Ethan to
jakiś mój przybrany brat. Jak mówiłem, nasze rozmowy rozbijały się o puste
pytania i jeszcze pustsze odpowiedzi. Dopiero teraz raczył poinformować mnie o
stabilizacji swojej mamy, więc nie mógł mieć pretensji do mnie, że nie
chwaliłem, tudzież żaliłem się, na każdym kroku. To już nie było to samo,
odległość zmieniała. Czas zresztą też.
–
Cholera, więc o to chodzi z tym współlokatorem.
Opowiedziałem
mu pokrótce sytuację rodzinną, a on słuchał w skupieniu, czasem dając po sobie
poznać, jak coś go zaskakuje albo wytrąca z równowagi. On od dziecka był
kochany, nawet jeśli ojca stracił wskutek nieszczęśliwego upadku, to nigdy nie
powiedział na niego złego słowa. Był oczkiem w głowie swoich rodziców, tak więc
gdy mama zachorowała, był pierwszym, który rzucił wszystko i w pełni skupił się
na pomaganiu. Czasem go za to nienawidziłem, wiecie? Czasem całowałem go, ale
równie dobrze mógłby się całować z dmuchaną lalką. Bez emocji, bez chęci, bez
żaru. Po latach stwierdzam, że my po prostu nigdy siebie w ten sposób nie
kochaliśmy.
–
Shane, tak? – upewniał się, więc skinąłem głową ciekaw, o co tym razem spyta
tak nagle. – Nie miał nic przeciwko, żebyśmy sobie sam na sam tak spacerowali?
–
Ufa mi – oznajmiłem spokojnie. – Walczyłem o niego na tyle długo, że nie ma
wyboru. Z nim jest naturalnie. Jakbym znalazł pasujący do mnie element życia.
Mamy różne charaktery, różne poglądy, ale gdy patrzymy na siebie, to jest to.
–
Cieszę się, Aslan.
Spojrzałem
na niego badawczo. Dostrzegłem jedynie szczery, szeroki uśmiech, bo mój eks nie
kłamał. Życzył mi zajebistego chłopaka, którym on sam nigdy by dla mnie nie
był. Josh nie potrafił kłamać, wyczułbym, gdyby jego intencje spotkania okazały
się inne. Właśnie dlatego przysunąłem się bliżej, szturchając go ramieniem.
–
Kiedy usłyszę, że ty poznałeś kogoś dla siebie?
–
Może na studiach? – odparł wymijająco. – Daję sobie czas. Dopiero wracam do
żywych, bez sensu gonić za własnym ogonem, żeby potem paść trupem. Mało
szumowin chodzi po ulicach?
–
Prawda.
I
tak to trwało. Wróciliśmy do reszty niespełna piętnaście minut później. Ethan
zasugerował, żebyśmy poszli do naszego domu z Joshem oraz Emily, gdzie wypijemy
po parę piw i przekąsimy coś niezdrowego. Wszyscy wykazali duże chęci. Gdy
Shane odnalazł moją dłoń swoją, usłyszałem za plecami cichy chichot Josha.
Wiedziałem, co on oznaczał.
Może
i mi ufał, ale czuł się lepiej sam ze sobą, gdy oznaczał własność. Kochałem
tego ukrytego zazdrośnika, a całus w skroń miał być nagrodą, że tak długo na
mnie czekał.
Emily
z Christą się wyraźnie zaprzyjaźniły w trybie ekspresowym, Josh swobodnie
rozmawiał sobie z Ethanem, a ja z Shanem wieńczyliśmy pochód. Wierzyłem, że
wszystko zmierza ku lepszemu, nawet jeśli nieznanemu. Studia, nowe otoczenie,
mieszkanie, znajomi. Ale wiecie co? W tym wszystkim jeden element miał się nie
zmienić choć raz.
Ci
wspaniali ludzie mieli zostać ze mną na dłużej. Już nie byłem wyśmiewanym,
słabym Aslanem. Byłem przyjacielem i chłopakiem. Daniel mógł spokojnie wieść
swoje życie, nie martwiąc już o mnie. Viola wróciła do taty, będąc szczęśliwszą
niż kiedykolwiek z nami. Może i siostra Shane’a utraciła przyjaciółkę, ale
wierząc na słowo, trzymały ze sobą regularny kontakt na odległość. Obie były młode,
jeszcze wiele osób miały poznać. Pozostało trzymać kciuki, by tak zajebiste,
jak ja.
Wrodzona
skromność.
To
na tyle z mojej opowieści beznadziejnej treści. Gratuluję, że w niej wytrwałeś
i współczuję trafienia na nią. Ale skoro już tu byłeś to dzięki. Może
urozmaiciłem ci czas. Pozwól, że reszta mojego życia pozostanie tajemnicą.



Komentarze
Prześlij komentarz