Wyzwolenie z kłamstwa Cz.9
Ostatecznie
weekend nie był tak zły, jak sądziłem, że będzie. Z Shanem naprawdę nie
przekroczyliśmy tej granicy, wyszliśmy po prostu z klubu i spacerkiem
wróciliśmy do domów, przy okazji zatrzymując się na godzinne posiedzenie na
ławce. Wygadał mi się w temacie starego faceta, a ja wyjawiłem mu, że jesteśmy
kwita, bo po naszym pijackim całowaniu popłynąłem z innym chłopakiem. Shane
zmierzył mnie powątpiewającym spojrzeniem, co iście mnie rozbawiło. Nie dawał
mi wiary!
Powiedział,
że nic nie będzie prostsze, bo w domu żadnego z nas nie damy rady się spotykać,
a na mieście to całkowicie. Miał rację. Siedział zamknięty w szczelnej szafie i
jak ja nie miałbym problemu powiedzieć o swojej orientacji kolegom, tak Shane
wyraźnie nie chciał przekraczać jeszcze tej granicy. Szanowałem to,
przynajmniej na razie.
Dlatego
w szkole zachowywaliśmy się jak zwykle. Gadaliśmy sporadycznie i normalnie, bez
intymnej otoczki zakochańców. Mimo to Ethan i tak zaczepił nas, czy już się
pogodziliśmy, bo jak się kłócimy, to zachowujemy się jak rozhisteryzowane
panienki. Spojrzeliśmy milcząco po sobie.
Na
stołówce nie obyło się bez małego show, bo siedziałem z Christą i Angelą, gdy
dołączyli do nas sportowcy. Nieco zabolało, że Shane wybrał siedzenie przy udawanej dziewczynie, ale postanowiłem
zepchnąć to na bok świadomości. Ważne, że przy mnie byli Christa oraz Ethan.
–
Więcej was matka nie miała? – zaśmiała się Christa.
–
Zadajesz się ze sportowcem, nie dziw się i przywyknij – wytknęła Angela,
posyłając przyjaciółce całusa.
–
Uważaj, pomyślę, że mnie lubisz i doceniasz! – zadrwiłem z dłonią na sercu.
–
Twoje niedoczekanie, kundlu.
–
Wyjaśni mi ktoś, czemu wy tu siedzicie, jak się nie lubicie? – pytał
skonsternowany Percy.
–
Angela kocha mnie, a ja kocham Aslana, proste – wyjaśniła Christa.
Ethan
wychylił się przede mną, żeby lepiej widzieć dziewczynę i zobaczyć, czy z tym
kochaniem mnie żartowała. Hamowałem się, naprawdę hamowałem parsknięcie.
–
Joł, wiedziałem, że kręcą ze sobą! – krzyknął Carter z rękoma w górze.
Shane
za to spojrzał z naprzeciwka ze szczerym zdziwieniem. Wiedział, że jestem
gejem, ale wyraźnie nie nadążał za sensem rozmowy.
–
Powiedz im, kotek – poprosiła kokieteryjnie Christa, patrząc na mnie zalotnie.
–
Mówię: nie kocham jej.
–
O ty gnoju! Tyle dla ciebie zrobiłam!
–
Laska z weekendu zrobiła dla niego więcej – wykpił Carter, zbijając z buczącym
Percym piątkę.
–
Nie zaprzeczę.
–
A mi mówiłeś, że chcesz zapomnieć ten numerek – spostrzegł rozbawiony Ethan, uderzając
mnie w ramię. – Coś się zeznania nie kleją, panowie.
–
Laski do niego się kleją i to wystarcza.
Na
słowa Shane’a Numer Dwa wszyscy zaśmiali się gromko. Wszyscy z wyjątkiem
zesztywniałego mojego Shane’a.
–
Dobra – przekrzyknąłem ich. – Nie zmienia to faktu, że potem spędziłem noc z
kimś dużo ciekawszym.
–
Jebaniutki, naprawdę mu się powodzi – sarknął Jim.
Zerknąłem
ukradkiem naprzeciwko, dostrzegając cień samozadowolenia na ustach Collinsa.
Wiedział, że to o nim mówiłem, nawet jeśli w wyobraźni reszty widniał seks.
Wszyscy
dyskutowali ze sobą żwawo, ale ja już nie skupiałem się na nikim. Dostałem
wiadomość, więc postanowiłem ją odczytać. Najpierw zmroziła mnie w bezruchu, a
zaraz złamała i tak połamane wcześniej serce.
Od: Sterylna
Eric wystawił ci walizki za drzwi.
On wie, że przespałeś się z Arthurem, bo jego siostra zadzwoniła i powiedziała,
jakiego zboczeńca ma pod dachem. Co ci strzeliło do głowy!
Od: Sterylna
Co teraz, braciszku?
Właśnie,
co teraz? Dobrowolnie uprawialiśmy seks, a jednak wpadłem w zaplanowaną przez
gówniarza grę. Fakt, że uwierzyli mu na słowo wiele mówił o mojej relacji z
Ericiem. Mama wybrała ukochanego, tak, jak obiecywała. Daniel jeszcze o niczym
nie wiedział, ponieważ wybrali sobie moment, gdy byliśmy w szkole. To zaś
oznaczało, że wrócili do domu szybciej i odebrali Violę od sąsiadów. Coś
przegrałem, wygrywając coś.
Choć
czy moja relacja z Shanem była w jakimkolwiek stopniu wygraną, skoro musiałem
się ukrywać?
Spojrzałem
na chłopaka, ale ten już patrzył mi badawczo w oczy, jakby od początku
dostrzegł zmianę w moim nastroju. Niemo pytał, co się stało, ignorując
rozmawiających kumpli.
–
Robicie coś po szkole? – spytałem niespodziewanie, urywając dyskusję.
–
Nie – odpowiedział za wszystkich Ethan, kapitanując nawet poza boiskiem. – A
co?
–
Porobiłbym coś. Brat ma praktyki, więc wolałbym zostać w mieście – skłamałem
gładko, czując palący przełyk. Nienawidziłem kłamać.
–
Karaoke! – krzyknęła Christa. – Błagam, chodź ze mną!
–
Ty widzisz nas? – spytał Percy, pokazując na siebie i chłopaków. – Nie pójdzie
tam tylu facetów, bo to dziwne.
–
Nie mów za wszystkich, to ty jesteś dziwny – skwitowała kwaśno, powodując u
reszty rechot śmiechu. – Angela, pójdziesz?
–
Pewnie. Wezmę z dwie dziewczyny to i oni pójdą.
–
Skubana, ma mnie – syknął Carter.
Po
lekcjach wedle zaplanowanych atrakcji ruszyliśmy na dwa auta w miasto.
Połechtało mi ego to, że Shane wraz z Angelą, Ethanem oraz Christą znaleźli się
w moim samochodzie. Szkoda, że to kapitan zajmował miejsce obok mnie, ale to
akurat poświęcenie, na które byłem gotów. Najpierw zaparkowaliśmy przy
kawiarni. Jedna osoba z każdego auta wyszła zamówić dla reszty po kubku kawy.
Potem mogliśmy ruszyć dalej do karaoke, gdzie o tej porze salki okazały się
świecić pustkami. Ethan za to zaświecił uśmiechem szkolnego przystojniaki i
wydębił zniżki na tak liczną grupę. Było trochę ciasno, ale zdecydowanie
przyjemnie. Dziewczyny nie krępowały się chłopakami, a ci bezwstydnie często
rzucali sprośnymi tekstami. Inna kwestia, że Collins usiadł bardzo blisko mnie
przez braki w miejscach i przez to nasze uda wręcz opierały się na sobie.
Czasem, gdy nikt nie zwracał uwagi, dłoń chyba mimochodem wędrowała mu na moją
nogę.
Jak
najlepszy i najgorszy dzień mojego życia mógł być tak zajebisty?
Otóż
mógł, bo po świetnym spędzaniu czasu z ekipą, potem przyszedł czas na powrót do
domu. Daniel jak na złość umówił się na piwko z kolegami i nie mógł być moją
tarczą. To znaczy, mógłby być, ale nie chciałem mu o niczym mówić. Chciałem
stawić temu czoła bez opiekunki, której świat wyraźnie dobrowolnie dać mi nie
chciał.
Zaparkowałem
na podjeździe. Mama wyszła nerwowym krokiem z domu, jakby tylko wypatrywała
mnie przez okno i nie chciała pozwolić wejść do środka domu. Mogło być dużo
gorzej, niż sądziłem naiwnie na początku. Wysiadłem więc i podszedłem do niej
trochę zrezygnowany, trochę pogodzony z porażką. W oczach stanęły jej łzy, gdy
pocierała ramiona dłońmi.
–
Przepraszam, żałuję – wyznałem szczerze, choć mój zdarty po śpiewie głos mógł
sugerować lekceważenie sprawy.
–
Aslan, nie możesz wrócić – zaszlochała, pozwalając łzom płynąć.
–
Wiem. Przeprosiłem z innego powodu. Chciałem, byś wiedziała, że akurat kontaktu
z Arthurem żałuję – wyjaśniłem, po czym westchnąłem. – Może pewnego dnia, gdy
spotkamy się jako inni ludzie, wtedy ty też mnie przeprosisz i zaakceptujesz
syna geja.
Zmarszczyła
brwi, choć się nie odezwała. Stała, patrząc na mnie w sposób analizujący
wszystko, dosłownie wszystko, i nie chciała uraczyć słowem. Zapewnieniem.
Obietnicą. Wyznaniem uczuć matki do własnego dziecka. Coś tej nocy przegrałem,
coś, o co walczyłem przez całe swoje życie.
–
Mogę zabrać rzeczy?
–
Tak, Eric... zasnął – odparła ochryple.
–
Mogę je przewieźć autem do hostelu? Zwrócę ci auto jeszcze dziś.
Skinęła
głową, patrząc gdzieś w bok. Uznałem naszą rozmowę za zakończoną.
Spakowałem
dosłownie wszystkie swoje rzeczy w trzy walizki i wypchaną po brzegi torbę
sportową, która dotychczas towarzyszyła mi na treningach. Rozejrzałem się za i
pod meblami, czy nie spadło mi nic ważnego, czego następnego dnia mogłem
potrzebować. Zdawało się, że nie. Dlatego wrzuciłem ostatni pakunek do
bagażnika i wróciłem pożegnać się z Violet. Siedziała smutna z napuchniętymi
oczyma, zdradzającymi wcześniejszy płacz. Zerwała się z łóżka i wpadła w moje
ramiona. Tuliłem ją, chcąc pocieszyć, że nie umieram i nie wynoszę się na drugi
koniec świata. Na razie. Powrót do ojca brzmiał jak coś, co zostało mi jako
ostatnie na liście możliwości.
–
Bądź grzeczna – poprosiłem, szczypiąc ją bratersko w nosek.
Jak
nie ona, skinęła głową i pozwoliła mi odejść. Wraz z mamą patrzyły na mnie z
progu z minami, jakby cierpiały. Jedna z nich cierpiała szczerze, druga? Nie
byłem pewien.
Zaparkowałem
na poboczu nieopodal parku, żeby napisać wiadomość do taty w sprawie mojej
bezdomności i czy dałoby radę zamieszkać u niego. Nie odpisał, a ja zdałem
sobie sprawę, że musi spać. Potem palec zatrzymał się nad imieniem kapitana
jako ostatniego na liście kontaktów a w głowie rozbrzmiały mi jego słowa. Mieszkał
sam z siostrą. Gdybym potrzebował dachu nad głową, udzieli mi go. Czy to czcze
gadanie? Zaraz miało się okazać.
Odebrał
niemal po pierwszym sygnale.
–
Już się stęskniłeś?
–
O tak! – zaśmiałem się. – Pamiętasz, jak mówiłeś, że jesteś w stanie udzielić mi
dachu nad głową?
–
Nie gadaj, że Eric cię go pozbawił – w głosie pobrzmiała mu irytacja, a cisza w
odpowiedzi wybrzmiała za bardzo. – Jezu, Aslan. Nie no, pewnie. Przyjeżdżaj
niezwłocznie. Zrobię ci miejsce. Zamówić coś do żarcia?
–
Nie, kupię po drodze i przywiozę. Będę za godzinę, o ile dasz mi adres, bo go
nie pamiętam
–
Zaraz wyślę. Do zobaczenia.
Z uśmiechem odsuwałem telefon od ucha.
Poszczęściło mi się w życiu z tym Ethanem, naprawdę. Z początku miałem go za
dupka, bo kapitan drużyny, pewnie najbardziej popularny chłopak w szkole.
Finalnie okazał się najlepszym człowiekiem, jaki stąpał po tej ziemi.
Bezinteresowny, skory do udzielenia pomocy i wysłuchania. Już żałowałem, że
będę musiał zaprzepaścić tak dobrze zapowiadającą się znajomość.
Zgodnie
z danym słowem kupiłem trzy kebaby – pamiętając o jego siostrze – i to z nimi
udałem się pod dom Ethana. Gdyby nie adres, pewnie bym tutaj sam nie trafił. Na
szczęście z nawigacją wszystko było możliwe. Wyjąłem zza siedzenia ciepłe
pakunki z jedzonkiem i udałem się z nimi do drzwi. Zapukałem mocno. Otworzono
mi równie szybko, co odebrano telefon. Na widok i zapach kebaba, Ethan
wyszczerzył się jak głupi.
–
Kupiłeś mnie tym, stary. Wchodź.
Zrobił
mi miejsce, a ja chętnie z oferty skorzystałem. Jeszcze nie byłem tak długo
poza domem bez możliwości przebrania się i odświeżenia, więc możność zatopienia
się w miękkiej kanapie Ethana działało na mnie jak morfina.
–
Serio mogę tu zostać na noc? – dopytałem, odkładając jedzenie na stolik kawowy.
Ethan
wrócił do mnie z dwoma dużymi talerzami, widelcami oraz chusteczkami.
Doceniałem, bo lubiłem jeść kebaba widelcem, a nie gryźć i ujebać się jak
świnia. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że sama bułka była na tyle dobra, że
nigdy nie brałem rollo.
Usiadł
na fotelu obok i dopiero wtedy spojrzał na mnie z poważną miną.
–
Jasne, że tak. Już ci mówiłem, że nie chcę stracić takiego zawodnika przez tego
złamasa, co to wywalił cię z domu... W sumie, za co? Albo nie, nie gadajmy o
tym, bo nabawimy się niestrawności. Potem opowiesz.
–
Wiesz co, muszę odprowadzić auto. Pożyczyłem je tylko na czas przewozu rzeczy.
Będę za godzinę i najwyżej zjem zimne.
–
Istnieje mikrofala i piekarnik, wiesz? – spostrzegł, patrząc na mnie z
politowaniem. – Może pojadę za tobą i cię odbiorę? Po co pytam, jedziemy.
Chciałem
się kłócić, ale on poderwał się z fotela, klasnął w dłonie i z werwą, której mi
już tego dnia brakowało, poszedł do korytarza włożyć buty. Chwilę później
naprawdę jechał za mną swoim jeepem i zaczekał przy krawężniku na zapalonym
silniku, aż oddam klucze mamie w progu. Ta spojrzała wymownie na chłopaka za
mną, nawet nie miałem sił tłumaczyć jej, że to żaden mój partner tylko zwykły
kolega. Wątpiłem, aby uwierzyła na tym etapie.
–
Trzymasz się? – spytał Ethan, gdy usiadłem ciężko obok niego w aucie, które
nadal nie włączyło się do ruchu z jakiegoś powodu.
–
Ledwo tak szczerze – przyznałem bez najmniejszej ochoty na zgrywanie się.
–
Zmieniam zdanie – odparł, wjeżdżając na pusty pas jezdni. – Pogadamy jutro.
Musisz zjeść i się przespać, bo wyglądasz koszmarnie. Mówię to jako twój dobry
przyjaciel.
Prychnąłem
i pokręciłem głową.
–
Dzięki, dobry przyjacielu. Ratujesz mnie.
–
Od tego są przyjaciele.
Nim
dojechaliśmy do domu, zasnąłem na siedzeniu, a potem na kanapie w salonie,
gdzie usiadłem z zamiarem jedzenia, ale w czasie, gdy je odgrzewał, po prostu
odpłynąłem. Nie obudził mnie już, ale gdy rano wstałem, byłem przykryty kocem.
Pachniał damskimi perfumami, więc podejrzewałem, do kogo mógł należeć. Wcale mi
to nie przeszkadzało. Koc to koc.
–
Wyspany? – spytał Ethan z kubkiem kawy w dłoni, opierając się o framugę
przejścia do salonu.
–
O dziwo, tak – wychrypiałem. – Która godzina?
–
Spokojnie, zdążymy. Pojedziemy razem – stwierdził, nie spytał. – Przeniosłem
walizki do twojego nowego pokoju, więc po lekcjach możesz się tam zacząć
urządzać, a teraz proponuję brać dupę i zaprowadzić ją pod prysznic. Masz pół
godziny, żeby to zrobić, wypić kawę i, do chuja ciężkiego, zjeść coś –
zarządził, patrząc na mnie w taki sposób, że nawet nie próbowałem dyskutować.
Zaprowadził
mnie do pokoju, który mi przydzielił. Był mniejszy niż w domu Erica, ale grzechem
byłoby w ogóle na to narzekać. Prawda była taka, że cieszyłem się z posiadania
chwilowego spokoju, zanim wyniósłbym się do ojca i kupił bilet na samolot w
jedną stronę. Dlatego bez marudzenia sięgnąłem po czyste ciuchy z walizki i
poszedłem z nimi pod prysznic.
Dom
Ethana i jego siostry był skromniejszy, ale za to przytulniejszy. Akcenty
drewna nadawały ciepła i rodzinnej atmosfery. Porozrzucane bez ładu i składu
kosmetyki dawały mi dziwne poczucie nostalgii, bo za parę lat Viola mogła tak
swoje kosmetyki porzucać w każdym zakątku domu. Pod prysznicem wydzielono dwie
półki wyraźnie dzielące się na kobiecą i męską oraz jedną całkowicie pustą.
Głosik w głowie podpowiadał mi, że może była dla mnie...? Potrząsnąłem głową,
nie chcąc zagłębiać się w ten temat. To tylko chwilowy przystanek w drodze do
ojca.
W
kuchni Ethan zrobił mi kawę i podgrzał wciąż dobrego kebaba z wczoraj. Jadł
drugiego, co wydawało mi się w pierwszej chwili dziwne. Potem wyjaśnił, że
kupiłem trzy, a jego siostry nie ma jeszcze w domu i szkoda, żeby żarcie się
zepsuło. Jak na sportowca przystało, miał pojemny żołądek.
Pojechaliśmy
razem do szkoły tak, jak zapowiadał. Na razie nadal nie rozpoczął tematu mojego
wywalenia z domu. Domyślałem się, że robił to ze względu na mój komfort i
pewnie chciał na spokojnie pogadać w domu. Wszystko zapowiadało, że nasze
zwolnienie z wuefu nie sprowadzi na nas treningu, a poważną rozmowę. Stresowało
mnie to z jakoś. Przecież powodem całej tej sytuacji była moja orientacja
seksualna i jak się jej nie wstydziłem, tak bałem się o Shane’a. Czy przy
okazji mogłem mu jakoś zaszkodzić?
W
szkole postanowiłem zacząć działać. Tata dał mi znać, że kupi mi bilet i nie
chce słyszeć słowa sprzeciwu. Już w tym tygodniu miałem pożegnać się ze
wszystkim, co udało mi się zbudować w tym miejscu. Z drugiej zaś strony czekało
mnie życie z tatą, za którym cholernie tęskniłem. Dlatego właśnie niezwłocznie
udałem się do dyrekcji z prośbą o wydanie mi moich papierów i wykreślenie mnie
z listy uczniów. Tam okazało się, że nie jest to tak proste, jakbym chciał, bo
nadal figurowałem jako siedemnastolatek i odpowiadał za mnie rodzić. Mogłem
wozić się pieprzonym autem, a nie mogłem wykreślić ze szkoły?
–
Sprzeciw! – wykrzyczał Ethan, wbiegając wręcz do gabinetu. Odwróciłem się
zszokowany na krześle, widząc go w progu z sekretarką, wydającą się zirytowaną
i przerażoną. – Nie zgadzam się! On zostaje! Nie pozwalam mu! Ja się nim zajmę,
ja się wszystkim zajmę, on nie myśli trzeźwo!
–
Zwariowałeś? – syknąłem na niego, ledwo przy mnie stanął.
–
Chyba ty! – odsyknął. – Mówiłem, że możesz mieszkać ze mną!
–
Panowie – odezwał się zmęczonym głosem dyrektor. – Pan Conant i tak nie zostaje
wykreślony z listy uczniów. Czy możemy więc wszyscy się uspokoić?
–
O... Świetna wiadomość – ucieszył się Ethan. – W takim razie porywam go na
pogadankę od serca, a od jutra będzie po staremu.
–
Weź go, weź – poprosił, odprawiając nas gestem ręki.
No
i wziął mnie, skubany. Zabrał na boisko. Tak zdenerwowanym to go jeszcze nie
widziałem. Łaził przede mną jak wściekła osa gotowa użądlić za każdy
najmniejszy dźwięk. Kręcił też głową i milczał. Do czasu.
–
Powiedz, której części z „możesz u mnie zamieszkać” nie rozumiesz? – fuknął,
wreszcie przystając i patrząc wprost na mnie z rękoma na biodrach.
–
Nie stać mnie na to, Ethan – odpowiedziałem bez sił. – Nie mam siły pracować po
godzinach, zakuwać chemię, dawać korki z matmy i jeszcze grać w kosza. Nie mam
siły, rozumiesz?
–
Aslan, uderzę cię zaraz – zagroził poważnie. – W którym momencie powiedziałem
coś o kasie? Zaproponowałem ci pomoc, a pomoc ta nie jest odpłatna, czaisz?
Możesz mieszkać u mnie, ile chcesz, odwdzięczasz się chociażby grą w kosza czy
znajomością ze mną. Załamujesz mnie chłopie.
–
Nie chcę tak naciągać cię na straty, to nie fair.
–
Życie nie jest fair, Aslan. Gdyby było, matka nie wyrzuciłaby cię z domu –
odbił celnie, uderzając tam, gdzie wciąż bolało. Zaraz jego spojrzenie
złagodniało, a on postąpił krok w moją stronę. – Próbuję ci powiedzieć, że to
okej. Nie martwmy się, jak długo to potrwa, dobrze? – poprosił, kładąc mi
dłonie na ramionach. – Daj sobie pomóc i nie wyjeżdżaj do ojca. Jeśli cię to
podniesie na duchu, to może w wakacje popracujemy fizycznie obaj i nadgonimy
budżet domu? Zgoda?
–
Naprawdę aż tak chcesz, żebym tu został?
–
A ty nie chcesz? – odbił pytanie. W oczach zatańczył mu chwilowy smutek, który
zaraz odbił się w smutnym uśmiechu. – Nie zatrzymam cię siłą, stary, ale chyba
masz tu dla kogo zostać, co? Rodzeństwo, kumple, szkoła, sport... dziewczyny.
–
Ta, dziewczyny – szepnąłem. Zmarszczył brwi, jakby zdziwiła go moja reakcja. –
Posłuchaj, możemy pogadać w domu? Nie chcę tak... tutaj.
–
Spoko. Obiecaj mi najpierw, że gdy wrócę do domu, to ty tam będziesz.
Wystawił
do mnie otwartą dłoń, czekając na przybicie piątki i jednoczesne złożenie
przysięgi. To też uczyniłem, bo po tym wszystkim mega chamskie byłoby go
wystawić do wiatru bez ostrzeżenia. Wyjaśnienia. Najpierw powinien wiedzieć o
mojej orientacji, dopiero potem decydować.
Nie
wiedziałem, jakim cudem moja próba wypisania się ze szkoły obiegła cały krąg
naszych znajomych i nauczycieli, ale zrobiła to. Wszyscy obchodzili się ze mną
jak z jajkiem. Christa nie odstępowała na krok, bardziej słuchała, niż paplała
– słuchała, zadając setkę pytań z puli małoważnych. Shane także starał się z
drugą przerwę do mnie podejść i niezobowiązująco zagadać. Chłopacy z drużyny –
ewidentnie nasłani przez kapitana – nie dali odetchnąć mi w chwilach, gdy
mogłem liczyć na samotność. Udawali co prawda, że nie wiedzą nic o moich
planach wyprowadzkowych, ale samo ich zaangażowanie i próba zagadania wręcz na
siłę mówiły wszystko.
Ethan
nie kłamał w kwestii odwołanego treningu, a reszta drużyny nawet nie kręciła
nosem. Ustawiali się na mieście, nie biorąc ani mnie, ani kapitana pod uwagę.
Shane popatrywał na to wszystko z dziwnym dystansem, jakby się nie zgadzał i
chciał dołączyć do mnie. Nie miał prawa głosu, bo po szkole w samochodzie
siedziałem tylko ja i Ethan, wiozący nas do domu.
Rozebrał
się z kurtki w korytarzu, pozbył butów w niechlujny sposób pod ścianą i usiadł
na tym samym fotelu, który zajmował poprzedniego wieczora. Poszedłem w jego
ślady, tym razem nie mając szansy ukryć się za jedzeniem czy spaniem. Nawet nie
chciałem. Patrzył mi w oczy wyczekująco, nie chcąc zadać żadnego pytania. To ja
teraz miałem zdecydować, gdzie rozpocznie się rozmowa. Westchnąłem więc i
oparłem wygodnie na siedzisku.
–
Pamiętasz tę przechwałkę, że z kimś spałem i chciałbym o tym zapomnieć?
–
Nietrudno zapomnieć – zapewnił. – Nabijaliście się z tego z chłopakami na całej
siłowni.
–
Przespałem się z siostrzeńcem Erica.
Zapadła
cisza, podczas której chłopak zmieniał miny jak w kalejdoskopie. Od zaskoczonej
z brwiami w górze po nierozumiejącą ze zmarszczonym czołem. W końcu pokręcił
głową i zwilżył wargi.
–
Siostrzenicą?
–
Siostrzeńcem.
–
Okeeej, wow – podsumował z nerwowym śmiechem. – Kurwa, Aslan, spałeś z
siostrzeńcem ojczyma?!
–
Fuj?
–
Nie. To znaczy, to też, ale rozum ci odjęło?!
Nie
wiedział, czy ma się jawnie śmiać ze mnie, czy krzyczeć na mnie ze złością i
reprymendą. Ostatecznie prezentował mi mieszankę powyższych.
–
Jestem gejem, Ethan – dopowiedziałem, pozbawiając go uśmiechu. –
Stuprocentowym. Nie interesują mnie dziewczyny. Moja mama o tym wiedziała,
kazała ukrywać ten fakt przez Ericiem, a ja po czasie byłem tym zmęczony i
uległem Arthurowi. Potem tego żałowałem, ale... – Spojrzałem na swoje dłonie i
wzruszyłem bez słowa ramionami.
–
Przykro mi, stary – powiedział ze szczerością w głosie.
Zdziwiłem
się na brak obrzydzenia, dlatego odważnie uniosłem spojrzenie. Wydawał się
przygnębiony, nieobrzydzony.
–
Przeszkadza ci to?
–
Co?
–
Że jestem gejem.
–
Niby dlaczego? – dziwił się. – Okej, jeśli dobierzesz mi się do dupy, to moja
pięść dobierze ci się do mordy, tak tylko ostrzegam.
Na
dowód swych słów uniósł w akcie ostrzeżenia zaciśniętą pięść. Szczery uśmiech
na ustach kazał wierzyć, że nie ma nic przeciwko mnie.
–
Mama od dawna ostrzegała mnie, że gdy przyjdzie co do czego, wybierze Erica.
–
Co za szmacisko. Przepraszam, ale taka prawda – uniósł przy tym dłonie. – Jak
można własnemu synowi takie rzeczy mówić? Co ją obchodzi, w kogo i co wkładasz?
Nigdy nie zrozumiem ludzi, zaglądających innym do łóżek. Ba! Do żyć! Wiesz co?
Teraz mi głupio i muszę cię przeprosić.
–
Co? Niby za co? – zszokowałem się. Był mi najmilszą osobą od początku pobytu w
tym mieście. Zaraz po bibliotekarce.
–
No razem z chłopakami tak mówiliśmy o dziewczynach, potem ja głupio pytałem cię
o Christe... Nawet przez łeb mi nie przeszło, że możesz być gejem. Powinienem
mieć bardziej otwartą głowę do nowo poznanych ludzi.
–
Ethan, jest okej – zapewniłem, pochylając się nad kolanami, żeby być bliżej
niego. – Naprawdę ani przez chwilę się nie gniewałem. Zresztą, teraz masz
pewność, że droga do Christy zależy tylko i wyłącznie od ciebie.
–
Dupku! – fuknął na mnie z rozbawieniem. – Ty mi się w takie rzeczy nie wtrącaj,
dobra?
–
Spoko luz – zapewniłem poddańczo.
–
No ale skoro już jednak o takich rzeczach mówimy – zaczął tonem plotkary,
trzepocząc do mnie rzęsami – to z kim spędziłeś potem noc, że była zajebista?
–
Z kimś, kto zawraca mi w głowie non stop, o kim nie mogę zapomnieć i z kim
chciałbym, żeby było łatwiej – odpowiedziałem wymijająco.
–
Shane Collins – strzelił, pozbawiając mnie tchu. – Wiem, że on. Obaj dziwnie
się zachowywaliście. Wasz powrót z wyjazdu to jakaś zasrana kulminacja zdarzeń.
Shane nie umie tak dobrze kłamać, jak myśli. Wypytywał mnie o ciebie po
powrocie z wyjazdu. Trochę mi się chronologia zdarzeń nie zgadza, ale mam
rację.
–
Nie wiem, co mam ci na to odpowiedzieć.
–
Sam się domyśliłem, więc jeśli będzie na ciebie zły, dupę mu przetrzepię. O
Boże, w tym kontekście brzmi to bardzo, bardzo źle – skrzywił się, rozbawiając
mnie na nowo. – Wracając do tematu, między wami już jest git?
–
Bardzo git – potwierdziłem.
–
Angela...?
–
Shane sam powinien z tobą pogadać. Nie chcę zdradzać więcej jego sekretów.
–
Stary, domyśliłem się wszystkiego, nic mi nie wyjawiłeś. To samo będę mówił mu,
gdy przyjdzie zły. Kibicuję wam, jeśli serio czujecie się przy sobie dobrze,
idźcie w to.
–
Mogę tu zostać? Jesteś pewien? – dopytywałem, nie wierząc w to wszystko.
–
Ile dusza zapragnie – zapewniał, uśmiechając się w tak szczery sposób, że
wykręcał mi wnętrzności. – Ty i twoja orientacja jesteście tu mile widziani.
Teraz mam pewność, że moja siostra jest bezpieczna z tobą!
Wiedziałem,
że żartował, ale i tak miał rację.
Pozwolił
mi się wreszcie porządnie zadomowić. Nakazał rozstawić rzeczy po całym domu –
czytaj, ta półka pod prysznicem jednak moja – oraz nie krępować się w używaniu
zastawy czy innych pierdół z domowych akcesoriów. Dał mi czas na wypakowanie
walizek, przebranie pościeli czy pobycie sam na sam w nowych czterech kątach.
To takie... normalne. Staliśmy się współlokatorami bez żadnego problemu. On
poświęcał swój czas na własne zobowiązania i przyjemności, zostawiając mnie w
świętym spokoju. Nie pytał, nie sprawdzał, nie kazał zostawiać uchylonych
drzwi. Mój pokój stał się moim azylem.
Dopóki
nie wybiła ósma wieczór a na progu nie stanął blady Shane Collins, którego to
Ethan witał.
–
Dzięki, że przyjechałeś.
Usadowił
się z nim w salonie, jak jeszcze niespełna dwie godziny temu zrobił ze mną i
zaczął monolog, by jak najbardziej uspokoić Collinsa. Zaczął od tekstu, że od
teraz z nim mieszkam, a przeszedł gładko do:
–
Wiem o was.
–
Jakich nas? – spytał na tyle szybko, że zdradził się samym pytaniem.
–
Shane, mam zdrową parę oczu, wiesz? – wykpił. – Jak Aslan mi powiedział, że
jest gejem, od razu pomyślałem o tobie. Tak się przy nim dziwnie zachowywałeś,
jakbyś miał cieczkę. – Shane gromił go wzrokiem, ja starałem się nie parsknąć.
– Dla jasności, stary, mam to gdzieś. Naprawdę. Mam gdzieś, czy go lubisz, czy
z nim sypiasz, czy jesteś sto-pro gejem, czy może bi. To, co mnie obchodzi to
to, czy Angela wie?
Shane
spojrzał na mnie blady, zdenerwowany i przerażony, nie mogąc już tak szybko
odpowiedzieć Ethanowi. Widziałem rosnącą panikę, nie chciałem jej widzieć.
Podszedłem więc i kucnąłem przy kanapie.
–
Pamiętasz, co ci mówiłem? – spytałem go. Wydawało mi się, że oczy mu się szklą.
– Strach jest tak duży tylko w twojej głowie. Eric wywalił mnie z domu, bo
odkrył moją orientację. Jestem tu, ponieważ Ethan okazał się lepszy, niż
przypuszczałeś.
–
Ała? – wtrącił cicho wspomniany.
–
Reszta nadal nie musi wiedzieć, ale Ethan jest ostatnią osobą, która pójdzie do
twojego ojca i doniesie mu na nas.
–
Brat ma rację – dodał. – Pomińmy fakt, że powinienem czuć się urażony. Znamy
się tyle lat, Shane. Naprawdę uznałeś, że jestem takim dupkiem?
–
Przepraszam – wychrypiał. Pochylił się mocno nad kolanami, chowając w dłoniach
twarz. – To nie jest proste. Przepraszam.
–
Oj, chłopaki – westchnął cierpiętniczo Ethan. – Ostrzegam was, jak zaczniecie
się głośno pukać, wywalę was obu.
–
Dzięki, tego w umowie nie było – stwierdziłem żartobliwie.
–
Umowy też nie było, więc już jest. A teraz możecie iść do pokoju, cieszyć się
sobą czy coś.
Machnął
na nas, choć samemu wstał i udał do kuchni. Ja trwałem przy zdębiałym Shanie,
bez krępacji kładąc mu dłoń na udzie. Spojrzał mi w oczy.
–
Tylko Ethan. Potrzebowałem go – szepnąłem.
Ku
mojemu zdziwieniu przesunął się w moją stronę i objął mocno ramionami. Był to
gest na tyle niespodziewany, że okazał bardzo przyjemny.
–
Nie wyjeżdżaj – poprosił.
Te
dwa słowa sprawiły, że nie mogłem go zostawić. Co by się nie działo, musieliśmy
stawić temu czoła. Jakoś.



Komentarze
Prześlij komentarz